-Na co czekasz? - spytał, a mi zajęło chwilę, żeby zrozumieć o co mu chodziło.
Pytanie odnosiło się do jego wcześniejszego polecenia, ale nie ma najmniejszej możliwości żebym to zrobiła. Nie ma mowy, żebym się rozebrała. Nie ma nade mną aż takiej władzy. Boję się, ale mam jeszcze godność, którą przed sekundą znalazłam, gdzieś w głowie. O nie! Nie poddam mu się! Nie będzie miał ze mną tak łatwo.
Chciałabym móc jakoś mu odpyskować, powiedzieć coś obraźliwego, ale odwagi jeszcze nie udało mi się znaleźć. Wszystko odpowiedzi jakie przyszykowałam w myślach, formowały się w gardle, gotowe do wyjścia na zewnątrz, ale coś sprawiało, że nie mogły tego zrobić. Strach zdusił we mnie głos. Moje usta były jak zaklejone super glue. Nic nie było w stanie się z nich wydostać.
Justin wyraźnie czekał na moją reakcję, która nie nastąpiła. Nawet nie podniosłam głowy i nie obdarowałam go pełnym nienawiści spojrzeniem.
-Oh, zamierzasz się stawiać? - spytał z rozbawieniem w głosie. - To nie jest zbyt mądre z twojej strony. - cały czas bawił się kawałkiem materiału, który związywał szlafrok na mojej talii. Lekko pociągnął za sznurek, co sprawiło się się wzdrygnęłam. Na szczęście ruch nie był na tyle mocny, żeby mizerny supełek się rozwiązał. - Myślałem, że pójdziesz po rozum do głowy i będziesz grzeczna, ale chyba nie doceniłem twojej upartości. Cóż... - przybliżył swoje usta do mojego ucha, przez co po raz kolejny się wzdrygnęłam. - wychodzi na to, że zabawa będzie ciekawsza. - wyszeptał uwodzicielsko, a ja zadrżałam przez jego ciepły oddech, łaskoczący moją skórę.
Zanim zdążyłam to zarejestrować, wsunął swoje ręce pod moje uda i podniósł mnie, tak że obejmowałam go nogami na linii bioder. Nie chciałam jednak mieć najmniejszego kontaktu z jego ciałem, więc moje nogi były owinięte wokół niego tylko na tyle bym nie upadła. W utrzymaniu tej pozycji pomagały jego ręce, podtrzymujące moje uda, niebezpiecznie blisko mojego tyłka. Nie podobało mi się to. Dłonie miałam położone na jego ramionach, by utrzymać równowagę. W tej chwili dziękowałam Bogu, że mój szlafrok był na tyle długi, że materiał zamiast się podwinąć, oddzielał moje nagie ciało od ciała Justina. I tak nie czułam się komfortowo, ale przynajmniej to. Kiedy otworzyłam oczy, Justin uśmiechał się zadowolony z siebie. Skorzystał z mojego chwilowego szoku i zaczął całować linię mojej szczęki. Kiedy doszedł do punktu gdzie łączyła się z szyją, zaczął schodzić w dół, zostawiając linię mokrych pocałunków na mojej skórze. Pieścił jeszcze chwile ten szlak, aż w końcu zassał mój czuły punkt. Cichy, mimowolny jęk wydostał się z moich ust. Poczułam jak chłopak ponownie lekko się uśmiecha. Kiedy ponownie się odsunął, przyglądał mi się chwilę.
-Pocałuj mnie. - powiedział, przerywając ciszę. Z szoku otworzyłam szeroko oczy. Naprawdę spodziewał się, że to zrobię? Sądził, że mu się oddam? Jeśli tak to grubo się mylił. - Pocałuj mnie. - powtórzył. Tym razem jego głos był bardziej surowy. Było w nim coś takiego... wymagającego. "Zrób to albo giń". Tak... tak to brzmiało. Przerażona jego nagłą zmianą nastroju, schowałam dumę do kieszeni.
Ostrożnie i bardzo powoli pochyliłam się u niepewnie złączyłam nasze usta. Zdziwiło mnie, że Justin nie zdominował pocałunku. Odwzajemniał go, ale nic więcej. Nie włożył mi języka do buzi, nie przycisnął swoich ust mocniej. To w ogóle nie wyglądało jak jego standardowe pocałunki. W ciągu następnych sekund doszło do mnie, że chłopak chce, żebym to ja go całowała, od początku do końca. To ja miałam mieć nad tym kontrolę i to była chyba najgorsza rzecz jaką mógł zrobić. Sądziłam, że jeśli już ma mnie zgwałcić, to... nie wiem... przywiąże mnie do łóżka i po prostu to zrobi. Nie żebym tego chciała, ale to było w jego stylu. Jednak się myliłam. Chciał żebym w tym uczestniczyła. To było chyba w tym najgorsze.
Moje rozmyślenia przerwał nagły ruch Justina, kiedy przycisnął mnie mocniej do ściany, przez co jeszcze bardziej zbliżył nasze ciała.
-Dobrze wiesz, że nie o taki pocałunek mi chodziło. - mruknął zirytowany, milimetry od moich ust.
Zadrżałam na dźwięk tych słów. Dobrze wiedziałam, że ten pocałunek był bardzo delikatny, ale nie miałam zamiaru zrobić czegoś więcej. Zwłaszcza jeśli to JA miałam mieć nad tym całą kontrolę. O wiele mniej godności odbierało mi poddanie się jego pocałunkom, niż samej to robić.
-Na co kurwa czekasz? - i znowu ten ostry ton. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz przesiąknięty strachem, który spowodował, że ponownie złączyłam nasze usta.
Co mogę powiedzieć? Bałam się. Cały czas pamiętałam o tym jak niebezpieczny jest Justin. Nie dbałam teraz o nic. Byłam na to zbyt przerażona.
Tym razem całus był trochę namiętniejszy, jednak widocznie nie wystarczający. Chłopak wypchnął lekko biodra do przodu, przez co wytworzył nacisk na mojej intymnej części. Przerażona, od razu zrozumiałam znak i pogłębiłam pocałunek. Justin mruknął, kiedy włożyłam mu język do buzi. Tym razem przejął pałeczkę. Od razu odpłynęłam, kiedy zaczął poruszać swoim językiem w erotycznym tańcu. Zapomniałam o sytuacji w jakiej się znajdowałam. Jedyne co się liczyło to jego usta. Nie trwałam jednak w tej błogości zbyt długo, bo chłopak puścił moje nogi. Pisnęłam cicho w jego usta, zaciskając mocno nogi na jego biodrach, by nie upaść. Poczułam jak Bieber uśmiecha się z zadowolenia. Chodź tego nie chciałam, nasze biodra były teraz szczelnie złączone. Nie mogłam poluzować uścisku, bo upadłabym na podłogę. W myślach wymyślałam przekleństwa na chłopaka, który coraz namiętniej całował moje usta. Tym razem jednak nie udało mi się oddać przyjemności i rozluźnić, bo moje myśli krążyły cały czas wokół nacisku na mojej intymniej części ciała, spowodowanym bliskością. Może gdybym miała na sobie ubrania albo chociaż bieliznę, cokolwiek więcej niż cienki materiał szlafroka, czułabym się odrobinę pewniej. Jednak w obecnej sytuacji czułam każdy najmniejszy ruch jego bioder. Powiedzieć, że czułam się niekomfortowo to niedopowiedzenie. Jakby chcąc pogorszyć sytuację, Justin złapał moje biodra po obu stronach i lekko nimi poruszył. Tarcie jakie wywołał na złączeniu moich ud sprawiło, że jęknęłam w jego usta. Od razu tego pożałowałam. Właśnie dałam mu do zrozumienia, że to co robi, mi się podoba. Ale nic nie mogłam na to zrobić. To było dla mnie całkiem nowe odczucie. Całkiem nieznane.
Bieber widząc moją reakcję, zaczął poruszać naszymi biodrami. Nie panowałam nad sobą. To było za dużo. Raz co raz ciche jęki uciekały z moich ust. Justin przerwał na chwilę pocałunek by przygryźć moją dolną wargę i lekko za nią pociągnąć. Seksowne, ciche warknięcie, które z siebie wydał, wisiało chwile w powietrzu po czym powędrowało na dół mojego brzucha. Uwolnił moją wargę z pomiędzy swoich zębów i przez chwile po prostu mi się przyglądał. Miałam przymknięte oczy i rozchylone wargi, z których co jakiś czas wydostawał się jęk. Nie musiałam tego widzieć, żeby wiedzieć, że uśmiecha się zadowolony. Ponownie złączył nasze usta, a ruchy jego bioder stały się szybsze i bardziej intensywne. Mogłam wyraźnie poczuć wybrzuszenie w jego spodniach.
Coś zaczęło budować się w dole mojego brzucha. Myślałam, że oszaleje. To było tak cholernie przyjemne. Ciszę w pokoju, przerywały jedynie nasze ciężkie oddechy i moje jęki. Jednak nagle dołączyły do nich ciche wibracje. Szybko zorientowałam się, że to telefon Justina. Chłopak na początku ignorował urządzenie, jednak po kilku minutach nieustannego "dobijania się", w końcu odsunął się ode mnie z cichym "kurwa" i odebrał.
-Czego! - jego ostry ton spowodował, że się wzdrygnęłam. - Mam nadzieję, że to ważne. Jestem zajęty. - posłał mi znaczące spojrzenie i łobuzerski uśmieszek, a moje policzki od razu zapłonęły rumieńcem. Bieber chwile po prostu słuchał swojego rozmówcy, jednak po chwili głośno westchnął. - Dobra. Będę za chwilę. - rozłączył się i włożył komórkę z powrotem do kieszeni spodni. Następnie chwycił mnie obiema dłońmi w talii, co zrozumiałam jako znak, że mam się puścić. Dopiero kiedy poczułam grunt pod nogami, cofnął ręce.
Jednym szybkim ruchem obrócił mnie i przycisnął do ściany. Poczułam jak jego tors przylega do moich pleców i usłyszałam jak szepcze mi do ucha jedno zdanie, które zmroziło mi krew w żyłach.
-Tym razem miałaś szczęście, ale możesz być pewna, że następnym razem dokończymy, skarbie.
Odsunął się ode mnie. Przez chwilę nie mogłam się otrząsnąć z szoku, ale kiedy wreszcie mi się to udało i się odwróciłam, jego już nie było. Za to w drzwiach stała oszołomiona Rihanna.
-Możesz mi wytłumaczyć, czemu właśnie minęłam się z Bieberem w korytarzu? - spytała i oglądnęła się za siebie jakby chcąc się upewnić, że to nie były zwidy.
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Dopiero teraz doszło do mnie, co się stało. I jedyna myśl jaką miałam teraz w głowie to "ja pierdole".
***
Nie było mowy żebym mogła zostać w domu chociażby jeden dzień dłużej. Musiałam chodzić do szkoły. Co jakiś czas rodzice mogli przymykać oko na moją nieobecność na zajęciach z powodu mojego złego samopoczucia, ale przecież nie mogą siedzieć cicho za każdym razem. W końcu zaczęli mieć pretensje.
Więc, cóż. Ostatni raz sprawdziłam swój wygląd w lustrze, chwyciłam plecak i wyszłam z pokoju. Już na schodach poczułam miłą woń naleśników. Kiedy weszłam do kuchni, Rih już tam była, jedząc śniadanie. Nasze spotkania spotkały się na kilka sekund, przez które przekazała mi jak bardzo jej przykro. Ona oczywiście wiedziała czemu tak trudne było dla mnie dzisiaj wyjście do szkoły. Zobaczenie go... Szybko wygoniłam myśli o tym dupku z głowy. Nie mogę teraz o tym myśleć. Nie mogę się tym zamartwiać. Nie będę zapłakaną ofiarą. Nie tym razem.
Usiadłam na krześle przy wysepce kuchennej i zaczęłam jeść.
-Jak się czujesz, skarbie? - spytała Margaret, uśmiechając się do mnie z czułością. Jak matka.
-Dobrze. - powiedziałam i wymusiłam lekki uśmiech.
-Ostatnio byłaś trochę nie w sosie... - niemiłosiernie drążyła temat.
-Ale już jest dobrze. - przerwałam i posłałam jej kolejny uśmiech.
Szybko opróżniłam talerz i wraz z Rihanną, wyszłyśmy z domu.
Szkoła.
Już się nie wymigam.
Spotkam go.
Dam sobie radę.
Nie pokażę jak bardzo w środku jestem rozbita.
Poker face. Pamiętaj.
Żadnych uczuć.
Żadnego strachu.
***
-Jess! Słuchasz mnie w ogóle? - spytała Caroline z wrzutem w głosie.
-Hm? - szybko odwróciłam głowę w jej stronę.
Irytacja była cholernie wyrazista na jej twarzy. Tak, nie słuchałam. Przepraszam, ale mam ważniejsze sprawy niż "A co jeśli nie zdam? Uczyłam się, ale nic nie rozumiem. Rodzice mnie zabiją, jeśli dostanę kolejną pałę." albo "On był boski, Bon! Facet ze snów!", ewentualnie "Naprawdę muszę iść na zakupy! Nie mam co ubrać!".
Moje myśli, chociaż tego nie chciałam, cały czas krążyły w okół Justina, który był nie wiadomo gdzie. W głowie pojawiały mi się ciągle nowe czarne scenariusze dotyczące naszego dzisiejszego spotkania. Chciałam przestać o tym myśleć, ale nie potrafiłam. Niepokój mną zawładnął.
-Mówiłam, że Bieber się na ciebie gapi i spytałam "czego może chcieć?". - wytłumaczyła Caro z rękami dumnie skrzyżowanymi na piersi.
Aż podskoczyłam na tą wiadomość.
-Co? - spytałam z, może zbyt wyraźnym, strachem w głosie.
Caroline zmarszczyła brwi zaskoczona, ale po chwili gapienia się na mnie, skinęła głową w stronę chłopaka. Moje oczy od razu powędrowały w tym kierunku. Stał opierając się o ścianę, w otoczeniu swojej paczki. Kiedy zauważył, że patrzę na niego, uśmiechnął się. Nie był to łobuzerski uśmieszek. Ten był mroczny. Momentalnie zadrżałam. Moja obojętna maska nikła i teraz wyglądałam, zapewne, jak przestraszona dziewczynka.
-Coś ty taka przerażona? - spytała Caroline.
Spojrzałam na obie dziewczyny. Blondynka parzyła na mnie z mieszanka zdziwienia, niezrozumienia i irytacji. Wzrok Bonnie za to wyrażał troskę. Wyglądało to tak, jakby wiedziała co mi się stało. Wręcz identyczne spojrzenie przesłała mi moja siostra dzisiaj rano. Ale przecież Bon nie wie co się stało.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy przerwał nam dzwonek. Nie chciałam ryzykować konfrontacją z Justinem, więc jak najszybciej zerwałam się z miejsca i szybkim krokiem ruszyłam do klasy. Nie miałam jednak szczęścia, bo w połowie drogi zostałam przyparta do ściany. Zgadnijcie przez kogo.
Stał przede mną, opierając lewą rękę i ścianę obok mojej głowy. Przeklęłam w myślach szafkę po drugiej stronie , uniemożliwiającą mi ucieczkę.
Był blisko. Za blisko.
Nasze ciała dzieliło góra kilka centymetrów. Momentalnie zabrakło mi powietrza w płucach. I ten jego uśmieszek. Ten mroczny uśmiech. Było w nim widać zadowolenie. Widział jak przerażona jestem i to go cieszyło.
Poker face. Poker face. Poker face kurwa!
I nic! Musiałam po drodze zgubić moją obojętną maskę, bo za cholerę nie mogłam sprawić, by emocje schowały się do środka. Wszystkie były na mojej twarzy.
-Próbowałaś mi uciec? - wymruczał cicho z tą seksowną chrypką w głosie.
Wydawało mi się, że wszystko zwolniło. Sekundy wydawały się trwać wietrzność. To było cholernie trudne do zniesienia.
Justin powoli oblizał wargi, a ja walczyłam ze swoim sparaliżowanym ze strachu ciałem, o oddech.
-Nic z tego, mała. - zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a ja cofnęłam się tyle ile jeszcze mogłam, będąc przyparta do ściany.
Już trudno jest mi znieść jego bliskość, nie zniosę jego dotyku.
To było jednak nieuniknione.
Po sekundzie poczułam jego usta na swojej szyi. Głośno wciągnęłam powietrze przez usta, kiedy jego wargi dotknęły mojej skóry. Złożył na niej delikatny pocałunek. Jednak na tym jednym się nie skończyło. Nie mogłam wykonać nawet najmniejszego ruchu, kiedy całusami kreślił drogę od mojej szczęki, do obojczyka. Mój umysł zaczął wariować, tak samo jak oddech.
Jego usta. Jego dotyk. Mój strach.
To było dla mnie za dużo.
Po chwili przygryzł płatek mojego ucha i cicho wyszeptał:
-Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym się z tobą zabawić teraz, tutaj, przy wszystkich. Lepiej jednak poczekać, aż będziemy sami. To nie jest spektakl dla szerszej widowni.
Jego głos aż kipiał podnieceniem, co wcale mi nie pomagało. To uczucie na dole mojego brzucha i to cholerne przerażenie to naprawdę okropna mieszanka.
Po kilku sekundach już go przy sobie nie czułam, a kiedy otworzyłam oczy, szedł korytarzem, jakby nigdy nic. Ja byłam w o wiele gorszym stanie. Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję oddech dopóki go nie wypuściłam. Cała adrenalina ze mnie wyparowała, a ja myślałam, że zemdleje. Nogi lekko się pode mną ugięły i musiałam przytrzymać się szafek, żeby nie upaść. Ponowiłam drogę do klasy, dopiero kiedy unormowałam oddech.
To będzie bardzo długi dzień.
***
Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale lekcja dała mi trochę ukojenia.
Zamiast na Justinie, skupiłam się na słowach nauczyciela, a to było bardzo pomocne dla mojego zestresowanego umysłu. Ten stan "spokoju" nie trwał jednak długo, bo nagle mój telefon zaczął wibrować w kieszeni spodni. Zirytowana, sięgnęłam po niego i, upewniając się, że profesor nie patrzy w moją stronę, wyciągnęłam go. Odblokowałam telefon i przejechałam palcem po ekranie, żeby otworzyć wiadomość.
Od: Justin.
Więc, cóż. Ostatni raz sprawdziłam swój wygląd w lustrze, chwyciłam plecak i wyszłam z pokoju. Już na schodach poczułam miłą woń naleśników. Kiedy weszłam do kuchni, Rih już tam była, jedząc śniadanie. Nasze spotkania spotkały się na kilka sekund, przez które przekazała mi jak bardzo jej przykro. Ona oczywiście wiedziała czemu tak trudne było dla mnie dzisiaj wyjście do szkoły. Zobaczenie go... Szybko wygoniłam myśli o tym dupku z głowy. Nie mogę teraz o tym myśleć. Nie mogę się tym zamartwiać. Nie będę zapłakaną ofiarą. Nie tym razem.
Usiadłam na krześle przy wysepce kuchennej i zaczęłam jeść.
-Jak się czujesz, skarbie? - spytała Margaret, uśmiechając się do mnie z czułością. Jak matka.
-Dobrze. - powiedziałam i wymusiłam lekki uśmiech.
-Ostatnio byłaś trochę nie w sosie... - niemiłosiernie drążyła temat.
-Ale już jest dobrze. - przerwałam i posłałam jej kolejny uśmiech.
Szybko opróżniłam talerz i wraz z Rihanną, wyszłyśmy z domu.
Szkoła.
Już się nie wymigam.
Spotkam go.
Dam sobie radę.
Nie pokażę jak bardzo w środku jestem rozbita.
Poker face. Pamiętaj.
Żadnych uczuć.
Żadnego strachu.
***
-Jess! Słuchasz mnie w ogóle? - spytała Caroline z wrzutem w głosie.
-Hm? - szybko odwróciłam głowę w jej stronę.
Irytacja była cholernie wyrazista na jej twarzy. Tak, nie słuchałam. Przepraszam, ale mam ważniejsze sprawy niż "A co jeśli nie zdam? Uczyłam się, ale nic nie rozumiem. Rodzice mnie zabiją, jeśli dostanę kolejną pałę." albo "On był boski, Bon! Facet ze snów!", ewentualnie "Naprawdę muszę iść na zakupy! Nie mam co ubrać!".
Moje myśli, chociaż tego nie chciałam, cały czas krążyły w okół Justina, który był nie wiadomo gdzie. W głowie pojawiały mi się ciągle nowe czarne scenariusze dotyczące naszego dzisiejszego spotkania. Chciałam przestać o tym myśleć, ale nie potrafiłam. Niepokój mną zawładnął.
-Mówiłam, że Bieber się na ciebie gapi i spytałam "czego może chcieć?". - wytłumaczyła Caro z rękami dumnie skrzyżowanymi na piersi.
Aż podskoczyłam na tą wiadomość.
-Co? - spytałam z, może zbyt wyraźnym, strachem w głosie.
Caroline zmarszczyła brwi zaskoczona, ale po chwili gapienia się na mnie, skinęła głową w stronę chłopaka. Moje oczy od razu powędrowały w tym kierunku. Stał opierając się o ścianę, w otoczeniu swojej paczki. Kiedy zauważył, że patrzę na niego, uśmiechnął się. Nie był to łobuzerski uśmieszek. Ten był mroczny. Momentalnie zadrżałam. Moja obojętna maska nikła i teraz wyglądałam, zapewne, jak przestraszona dziewczynka.
-Coś ty taka przerażona? - spytała Caroline.
Spojrzałam na obie dziewczyny. Blondynka parzyła na mnie z mieszanka zdziwienia, niezrozumienia i irytacji. Wzrok Bonnie za to wyrażał troskę. Wyglądało to tak, jakby wiedziała co mi się stało. Wręcz identyczne spojrzenie przesłała mi moja siostra dzisiaj rano. Ale przecież Bon nie wie co się stało.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy przerwał nam dzwonek. Nie chciałam ryzykować konfrontacją z Justinem, więc jak najszybciej zerwałam się z miejsca i szybkim krokiem ruszyłam do klasy. Nie miałam jednak szczęścia, bo w połowie drogi zostałam przyparta do ściany. Zgadnijcie przez kogo.
Stał przede mną, opierając lewą rękę i ścianę obok mojej głowy. Przeklęłam w myślach szafkę po drugiej stronie , uniemożliwiającą mi ucieczkę.
Był blisko. Za blisko.
Nasze ciała dzieliło góra kilka centymetrów. Momentalnie zabrakło mi powietrza w płucach. I ten jego uśmieszek. Ten mroczny uśmiech. Było w nim widać zadowolenie. Widział jak przerażona jestem i to go cieszyło.
Poker face. Poker face. Poker face kurwa!
I nic! Musiałam po drodze zgubić moją obojętną maskę, bo za cholerę nie mogłam sprawić, by emocje schowały się do środka. Wszystkie były na mojej twarzy.
-Próbowałaś mi uciec? - wymruczał cicho z tą seksowną chrypką w głosie.
Wydawało mi się, że wszystko zwolniło. Sekundy wydawały się trwać wietrzność. To było cholernie trudne do zniesienia.
Justin powoli oblizał wargi, a ja walczyłam ze swoim sparaliżowanym ze strachu ciałem, o oddech.
-Nic z tego, mała. - zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a ja cofnęłam się tyle ile jeszcze mogłam, będąc przyparta do ściany.
Już trudno jest mi znieść jego bliskość, nie zniosę jego dotyku.
To było jednak nieuniknione.
Po sekundzie poczułam jego usta na swojej szyi. Głośno wciągnęłam powietrze przez usta, kiedy jego wargi dotknęły mojej skóry. Złożył na niej delikatny pocałunek. Jednak na tym jednym się nie skończyło. Nie mogłam wykonać nawet najmniejszego ruchu, kiedy całusami kreślił drogę od mojej szczęki, do obojczyka. Mój umysł zaczął wariować, tak samo jak oddech.
Jego usta. Jego dotyk. Mój strach.
To było dla mnie za dużo.
Po chwili przygryzł płatek mojego ucha i cicho wyszeptał:
-Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym się z tobą zabawić teraz, tutaj, przy wszystkich. Lepiej jednak poczekać, aż będziemy sami. To nie jest spektakl dla szerszej widowni.
Jego głos aż kipiał podnieceniem, co wcale mi nie pomagało. To uczucie na dole mojego brzucha i to cholerne przerażenie to naprawdę okropna mieszanka.
Po kilku sekundach już go przy sobie nie czułam, a kiedy otworzyłam oczy, szedł korytarzem, jakby nigdy nic. Ja byłam w o wiele gorszym stanie. Nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymuję oddech dopóki go nie wypuściłam. Cała adrenalina ze mnie wyparowała, a ja myślałam, że zemdleje. Nogi lekko się pode mną ugięły i musiałam przytrzymać się szafek, żeby nie upaść. Ponowiłam drogę do klasy, dopiero kiedy unormowałam oddech.
To będzie bardzo długi dzień.
***
Nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale lekcja dała mi trochę ukojenia.
Zamiast na Justinie, skupiłam się na słowach nauczyciela, a to było bardzo pomocne dla mojego zestresowanego umysłu. Ten stan "spokoju" nie trwał jednak długo, bo nagle mój telefon zaczął wibrować w kieszeni spodni. Zirytowana, sięgnęłam po niego i, upewniając się, że profesor nie patrzy w moją stronę, wyciągnęłam go. Odblokowałam telefon i przejechałam palcem po ekranie, żeby otworzyć wiadomość.
Od: Justin.
Hejka, mała.
Nie wiem skąd, ale nagle wzięła się we mnie odwaga by mu odpisać.
Do: Justin.
Odwal się.
Nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
Od: Justin.
Woa! Coś ty taka zadziorna, skarbie?
Aż się we mnie zagotowało. On nie ma prawa tak mnie nazywać. Wzięłam głęboki oddech, żeby choć trochę opanować złość, jaka się we mnie obudziła. W głowie miałam setki możliwości, jak mu odpisać, jednak nie chciałam go wkurzać czy coś w tym rodzaju, więc szybko wystukałam wiadomość, by nie kusić się na wulgaryzmy jakie chciałam do niej wprowadzić.
Do: Justin.
Przestań pisać. Próbuję skupić się na lekcji.
Żeby podkreślić swoje słowa, ponownie schowałam komórkę do kieszeni i zaczęłam robić notatki. Jednak Bieber nie posłuchał się i po chwili telefon znów zawibrował. Wiedząc, że i tak będę musiała to przeczytać, wyjęłam ponownie komórkę i otworzyłam wiadomość.
Od: Justin.
Wczoraj wieczorem jakoś nie wydawało mi się, żebyś chciała żebym PRZESTAŁ.
Nie wiem czy byłam bardziej zirytowana jego wielkim ego, czy zażenowana na myśl o tamtym wydarzeniu. W każdym razie taka mieszanka nie była fajnym uczuciem. Jestem pewna, że się zarumieniłam. Nic nie mogę na to poradzić. Niestety chyba Bieber to zauważył, bo po kilku sekundach dostałam nową wiadomość.
Od: Justin.
Widać, że aż płoniesz na myśl o wczorajszym wieczorze.
Teraz moja irytacja sięgała szczytu. Tego już za wiele. Naprawdę trudno było mi się opanować na tyle, żeby zamiast mu odpisywać, po prostu z dobrze widoczną złością schować telefon do kieszeni.
Co za dupek!
Resztę lekcji ignorowałam sms-y od Justina i próbowałam skupić się na lekcji i robić notatki. Nawet nie zauważyłam kiedy te 45 minut minęło i zadzwonił dzwonek na przerwę. Szybko spakowałam, a raczej wrzuciłam, książki do plecaka i wniknęłam do tłumu uczniów wychodzących z klasy. Jedyne czego chciałam to znaleźć szybko moje przyjaciółki i wierzyć, że w ich towarzystwie Bieber nie będzie niczego próbował.
Jednak po raz kolejny dzisiaj, nie miałam szczęścia.
Kiedy próbowałam jakoś przemknąć się korytarzem, ktoś wepchnął mnie do jakiegoś pomieszczenia. Z moich ust uciekł cichy pisk. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że zamknęłam oczy, dopóki ich nie otworzyłam. Po zobaczeniu kilku półek z środkami czystości i paru mopów, doszłam do wniosku, że to schowek woźnego. Usłyszałam jak ktoś zamyka drzwi i wtedy przypomniałam sobie, że nie jestem tu sama.
Boże. Co ja takiego zrobiłam, że sobie na to zasłużyłam?
Sam na sam z Justinem. To nie może się dobrze skończyć.
-Nie lubię być ignorowany, shawty. - powiedział, przybliżając się do mnie i opierając lewą rękę o ścianę obok mojej głowy. Ciężko przełknęłam ślinę. Po raz drugi dzisiaj, był za blisko. A teraz na domiar złego, byliśmy sami.
-M-mówiłam, żebyś przestał pisać. - znalazłam w sobie na tyle odwagi, żeby coś powiedzieć.
Justin przybliżył się jeszcze bardziej, a mi oddech uwiązł w gardle.
-A ja się nie posłuchałem. Jednak to i tak nie miłe z twojej strony, że nawet nie odczytałaś tych sms-ów. Ale to może poczekać. - zmysłowo oblizał usta. - Mam co do ciebie trochę inne plany teraz. - zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, tak, że dzieliło nas może kilka centymetrów. Z tej odległości mogłam czuć jego ciepło, jego zapach... to doprowadzało mnie do szaleństwa. Ciało chciało go bliżej, a umysł jak najdalej. - Może dokończymy naszą wczorajszą zabawę? - spytał z ustami przy moim uchu. Ten podniecający szept wisiał w powietrzu, aż powędrował na dół mojego brzucha. Ugh, wredne, zdradliwe ciało.
Odruchowo na te słowa, przycisnęłam ciało do ściany, chcąc być jak najdalej. Jakby to miało w czymś pomóc.
Nasze usta dzieliły milimetry, a Justin niemiłosiernie odwlekał chwile, w której by się złączyły. Mega frustrujące. Wydawało mi się, że minęły godziny odkąd powinien nastąpić moment pocałunku.
-Pocałuj mnie. - Oh, czyli będzie jak wczoraj? Zmusza mnie do uczestnictwa? W jego głosie wyczułam tą wymagającą nutę, jednak nie potrafiłam wykonać najmniejszego ruchu. - Pocałuj mnie. - powtórzył tym groźnym głosem. Zadrżałam, ale nie pocałowałam go. Nie potrafiłam się ruszyć. Justin odsunął się na kilka centymetrów, tak by móc na mnie spojrzeć. W jego oczach widziałam jak bardzo irytuje go moje nieposłuszeństwo. Nie będę kłamać, przeraziło mnie to spojrzenie. - Pocałuj mnie. - tym razem jego głos był wręcz przerażająco groźny. Wzdrygnęłam się, ale przez strach nie potrafiłam się ruszyć. Ta złość w jego oczach, ten ton głosu... wręcz go nie rozpoznawałam. To był całkowicie inny Justin i jeśli kiedyś chociażby jakaś mała część mnie nie wierzyła, że mógłby mnie zgwałcić, teraz nie miałam wątpliwości. Taki Justin mógłby to zrobić z zimną krwią.
W ciągu następnych sekund szarpnął mnie za włosy i twardo pocałował. Pisnęłam cicho w jego usta, zaskoczona "atakiem". Niemal siłą rozchylił mi wargi i wepchnął język do buzi. Nie było mowy o "walce o dominacje". On dominował od początku do końca. Ja, przerażona, wykonywałam tylko najmniejszą możliwą ilość ruchów, żeby oddawać pocałunek. Ani na chwile nie odrywając swoich ust od moich, wsunął mi ręce pod uda i podniósł mnie. Niemal od razu mnie puścił, by jedną rękę przenieść na moją talię, a drugą ciągnąć mnie za włosy, więc byłam zmuszona owinąć nogi wokół jego bioder. Po dobrej chwili odsunął się przez brak powietrza. Oboje ciężko oddychaliśmy i był to jedyny dźwięk, jaki teraz było słychać.
-Pocałuj mnie. - warknął.
Ty razem od razu wykonałam polecenie, bojąc się tego "brutalnego Justina". Wplotłam palce w jego włosy i namiętnie go pocałowałam, od razu wkładając mu język do buzi. Mruknął z zadowolenia i mocniej przycisnął nas do ściany, przez co poczułam nacisk na mojej części intymnej. Mimo woli jęknęłam mu w usta, co wywołało u niego bezczelny uśmieszek. Bez zbędnych ceregieli zaczął się poruszać tak, że ocierał się o moje najczulsze miejsce. Moje palce zacisnęły się na jego włosach, przez co dość mocno za nie ciągnęłam, jednak wydawało się mu to nie przeszkadzać. A wręcz przeciwnie. Z sekundy na sekundę jego ruchy stawały się bardziej intensywne, a ja byłam bliżej szczytu. Przeklinałam w tej chwili moje zdradliwe ciało.
Po krótkim czasie od orgazmu dzieliły mnie już sekundy. Nie panowałam już nad jękami, ani ogólnie nad swoim ciałem. Nagle Justin odsunął się, oderwał moje nogi od swojego ciała i tym samym postawił mnie na ziemi. Mruknęłam niezadowolona i spojrzałam na niego pytająco. On tylko zbliżył się do mnie i wyszeptał:
-Niegrzeczne dziewczynki, takie jak ty, nie zasługują na przyjemność.
I wyszedł.
Po protu wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a ja zostałam, całkowicie skołowana. Dół mojego brzucha nadal wypełniała przyjemność, czekająca na spełnienie. Naprawdę byłam w szoku.
Zaciąga mnie do schowka woźnego, doprowadza moje ciało do szaleństwa, a potem tak po prostu wychodzi? Co za skurwysyn!
Po otrząśnięciu się z szoku, a trochę mi to zajęło, poprawiłam włosy i ubranie, by nie było po mnie widać co właśnie się stało. Wyszłam szybko z pomieszczenia, z zamiarem udania się korytarzem na zewnątrz. Sądziłam, że wszyscy już tam są, ogrzewając się w słońcu, jednak nie miałam na tyle szczęścia. Bonnie nadal była w budynku. Dokładniej mówiąc, zderzyłam się z nią, wychodząc ze schowka. Od razu przeprosiłam i pomogłam jej zebrać książki.
-Nic się nie stało - powiedziała sięgając po podręcznik od matematyki. - Co ty tam w ogóle robiłaś? - zmarszczyła brwi, prostując się z książkami przyciśniętymi do piersi.
Zmieszana spojrzałam na drzwi, a potem na nią. W głosie szukałam jakiegoś dobrego kłamstwa, ale niestety znalazłam tylko pieprzoną pustkę.
-Ja... um... pomyliłam drzwi. - wybełkotałam.
W głosie uderzyłam się w czoło, za tak debilną wymówkę. Bonnie powoli pokiwała głową, poddając się, jednak z jej oczu widziałam, że nie wierzy mi.
-A ty czemu nie jesteś na zewnątrz? - spytałam szybko, zmieniając temat.
Przez chwile jeszcze marszczyła na mnie brwi, ale wypuściła głośno powietrze, odpuszczając.
-Pani Greene chciała ze mną porozmawiać. - wzruszyła ramionami.
Pokiwałam tylko głową i odwróciłam się z zamiarem wyjścia z budynku, jednak Bon mnie zatrzymała.
-Jess, zaczekaj - przeklęłam w myślach i odwróciłam, patrząc w jej kierunku. - Co tak naprawdę robiłaś w schowku?
-To co ci powiedziałam. - czułam budujące się we mnie sumienie. Nie lubiłam kłamać.
-Dobrze, ale teraz powiedz prawdę - naciskała, co było całkowicie nie w jej stylu.
Zazwyczaj siedziała cicho. Z natury była raczej spokojna. Nigdy nie widziałam, żeby się z kimś kłóciła czy coś, więc zdziwiło mi, że była taka uparta teraz.
-Kiedy ja mówię prawdę. - powiedziałam i ponownie się odwróciłam, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę, ale dziewczyna złapała mnie za ramię.
-Jess, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Jeśli to coś związanego z Justinem... - patrzyła mi prosto w oczy z troską.
-To nie chodzi o niego. - niemal krzyknęłam, przerywając jej. - Mówiłam, że pomyliłam drzwi. To wszystko. - powiedziałam twardo, wyrywając się z uścisku jej ręki i idąc ku wyjściu.
Bonnie's POV
Zacisnęłam szczękę z irytacji. Ja tylko chce jej pomóc. Nie wiem czemu reaguje tak przesadnie. To musi być coś dużego. Justin jej coś zrobił. Głośno wzdychając, oglądałam jak się oddala. Skoro ona nie chce mi powiedzieć, co zaszło... Dowiem się sama.
***
Oparłam głowę o ścianę, stukając palcami w ramię. Gdzie ten głupek się podziewa? Nie mógłby chociaż raz przyjść punktualnie? Wydęłam usta, kopiąc najbliższy kamyk. Znowu spojrzałam w stronę, z której powinien przyjść chłopak, ale znowu go nie zauważyłam. Sfrustrowana odepchnęłam się od ściany i przeczesałam włosy ręką. Już zamierzałam usiąść na kamiennych schodach, kiedy nagle ktoś położył mi ręce na ramionach. Usłyszałam znajomy głos krzyczący "Bu!" i moim pierwszym odruchem był oczywiście pisk. Odskoczyłam od napastnika i odwróciłam się w jego stronę, piorunując go wzrokiem. Justin stał przede mną, zgięty w pół, śmiejąc się jak głupi.
-To mi się nigdy nie znudzi - powiedział, kiedy wyprostował się i wreszcie opanował śmiech.
-Serio? Mi już dawno się przejadło - prychnęłam, zakładając ręce na piersi, w dumnej pozie.
Założę się, że jakby Caroline i Jessica mnie teraz zobaczyły to by mnie nie rozpoznały. Moje alter ego, które sama sobie stworzyłam, by wymazać przeszłość, całkowicie różniło się od prawdziwej mnie. Bonnie Bennet, którą wszyscy znali ze szkoły była miła, spokojna i cicha. Ale ta Bonnie Bennet, która teraz stała twarzą w twarz z Bieberem, prawdziwa ja, była twarda, silna i odważna. Nawet nie wiecie jak trudno grać szarą myszkę, kiedy w rzeczywistości jest się drapieżnym jastrzębiem.
-Chciałaś o czymś pogadać. Słucham - powiedział chłopak opierając się nonszalancko o ścianę.
-Co zrobiłeś Jessice? - od razu przeszłam do sedna.
Na twarzy tego popaprańca pojawił się zadowolony uśmieszek.
-A co, nie pochwaliła ci się? Przecież wy, dziewczyny, uwielbiacie opowiadać sobie o swoich intymnych przeżyciach. - jak ja go nienawidzę. Irytuje mnie tak bardzo, że w każdej sekundzie muszę walczyć ze sobą, żeby mu nie przywalić. Na wzmiankę o "intymnych przeżyciach" od razu narodził się we mnie gniew. Wiedziałam, że coś jej zrobił! Teraz tylko pytanie, jak daleko się posunął.
-Co jej zrobiłeś? - powiedziałam z nieco większą irytacją w głosie.
-Kiedy? Dzisiaj w szkole? Wczoraj w jej pokoju? Tydzień tego u mnie? - wyliczał, z zmarszczonymi brwiami. Uśmiechnął si bezczelnie, unosząc jeden kącik ust o góry.
-W co ty pogrywasz Justin? - to nie była jednorazowa akcja, ale cała seria. To musi być jakiś jego plan. Tylko jaki to ma cel? Kolejne pytania formowały się w mojej głowie i wiedziałam, że na większość z nich i tak w najbliższym czasie nie poznam odpowiedzi.
-W grę o nazwie zemsta - zdziwiłam się, kiedy zamiast grać ze mną w jakiś zgadywanki, od razu wyjawił mi motyw. - Ta twoja psiapsiółka pogrywała ze mną. A ty już sama dobrze wiesz, że ze mną nie warto zadzierać.
Przypomniałam sobie ten czas, kiedy Jess ubierała się i zachowywała jak nie ona. Słodkie ciuszki odkrywające sporo ciała, łaszenie się do Biebera jak kot... Wtedy jedynym wyjaśnieniem wydawało się to, że się w nim zabujała. To było głupie, ale możliwe. Miał ten swój talent do rozkochiwania w sobie dziewczyn. Sama kiedyś na niego leciałam. Ale to jest tylko pozór, który on stwarza. Kiedy dowiadujesz się jaki jest naprawdę, wszystkie uczucia znikają.
A więc Jess, z nim pogrywała? Bawiła się? Ale dlaczego?
Trzeba będzie przeprowadzić śledztwo. Ale na razie zajmijmy się Bieberem.
-Co jej zrobiłeś? - zapytałam znowu.
Z jego twarzy od razu znikła irytacja gierkami Jessici i pojawił się szczególny uśmieszek. Wyglądał z nim jak zadowolony z siebie diabeł.
-Jeszcze nic szczególnego. - powiedział podkreślając pierwsze słowo.
Krew się we mnie zagotowała. Jess już teraz była załamana, a on jeszcze nic nie zrobił? Co ten drań planuje?
Wiedziałam, że nie wyjawi mi swojego zamiaru. To miała być "słodka tajemnica" o "kulminacyjnym finale", jak zwykł to nazywać. Teraz tylko bałam się, czy Jessice uda się wytrzymać psychicznie, po skończeniu "spektaklu". Bieber był wyjątkowo okrutnym człowiekiem. Uwielbiał zabijać i krzywdzić innych nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Tym właśnie słynęły jego zemsty. Nigdy nie polegały one na ranach fizycznych. A nawet jeśli już do nich dochodziło, to miały one największy skutek w psychice ofiary. Zawsze wybierał to, po czym dana osoba nie będzie potrafiła się pozbierać.
Naprawdę bałam się o Jess. Widać było, że przyjęła już sporo ciosów psychicznych od niego, a on dopiero się rozkręcał. Ona na pewno tego nie wytrzyma.
-Nie waż się nawet jej tknąć. - warknęłam podchodząc bliżej do niego.
Bieber odepchnął się od ściany i również się do mnie przybliżył. Staliśmy oddali od siebie o kilka centymetrów, oboje w dumnych pozycjach. Chociaż byłam sporo niższa od niego, nie odjęło mi to stanowczości. Wręcz przeciwnie. Byłam pewna siebie i patrzyłam na niego tak, jakbym to ja patrzyła z góry.
-Bo co?
-Bo jak z tobą skończę, to własna matka cię nie pozna. - groziłam mu głosem wypełnionym gadem.
Justin roześmiał się głośno, ale krótko.
-Nie boję się ciebie, mała. - powiedział nadal rozbawionym głosem.
A powinien.
Ciągle patrząc mu prosto w oczy, kopnęłam do w piszczel. Zdezorientowany pochylił się lekko, a ja wykorzystałam to, by położyć mu ręce na ramionach i kopnąć kolanem w brzuch. Może na taką nie wyglądałam, ale byłam silna, także ciosy musiały go zaboleć. Zgiął się w pół, a ja kopnęłam go stopą w klatkę piersiową, przez co upadł na ziemię. Stałam nad nim, lekko się pochylając.
-Czyżbyś zapomniał o moich umiejętnościach? - zapytałam z triumfalnym śmiechem na twarzy.
W tej chwili Justin spojrzał na mnie groźnie. Szybko pociągnął mnie za rękę i obrócił tak, że uderzyłam plecami o twardy beton. W ciągu sekundy znalazł się nade mną, przyciskając moje nadgarstki do ziemi, po obu stronach mojej głowy.
-Czyżbyś ty zapomniała o moich? - powiedział groźnym tonem.
-Nie boję się ciebie. - powiedział pewnie, mimo mojej pozycji.
Znowu krótko się zaśmiał.
Wstał ze mnie i poczekał chwilę, aż sama stanę na nogi. Dopiero wtedy się odezwał.
-Nie musisz póki mi nie podpadniesz. Ale radzę ci się bać o niewinność twojej przyjaciółeczki. - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
O Boże.
On ma zamiar zgwałcić Jessicę.
Ja pierdole.
_________________________________________________________________________________________________________
No i jak się podoba? Czy Jessica zdoła przeżyć kolejne ciosy psychiczne? Czy Justin dokona swojej zemsty czy może Bonnie go powstrzyma? Czy Bonnie pokaże Caroline i Jessice swoje prawdziwe 'ja'?
Czytajcie dalej a się dowiecie.
Jestem :D A ze mną nowy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba ;)
Proszę przeczytajcie to!! ------> http://blieveinourlove.blogspot.com/2014/10/10-000-wejsc-podziekowania-przeprosiny.html
CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE
ily
Po otrząśnięciu się z szoku, a trochę mi to zajęło, poprawiłam włosy i ubranie, by nie było po mnie widać co właśnie się stało. Wyszłam szybko z pomieszczenia, z zamiarem udania się korytarzem na zewnątrz. Sądziłam, że wszyscy już tam są, ogrzewając się w słońcu, jednak nie miałam na tyle szczęścia. Bonnie nadal była w budynku. Dokładniej mówiąc, zderzyłam się z nią, wychodząc ze schowka. Od razu przeprosiłam i pomogłam jej zebrać książki.
-Nic się nie stało - powiedziała sięgając po podręcznik od matematyki. - Co ty tam w ogóle robiłaś? - zmarszczyła brwi, prostując się z książkami przyciśniętymi do piersi.
Zmieszana spojrzałam na drzwi, a potem na nią. W głosie szukałam jakiegoś dobrego kłamstwa, ale niestety znalazłam tylko pieprzoną pustkę.
-Ja... um... pomyliłam drzwi. - wybełkotałam.
W głosie uderzyłam się w czoło, za tak debilną wymówkę. Bonnie powoli pokiwała głową, poddając się, jednak z jej oczu widziałam, że nie wierzy mi.
-A ty czemu nie jesteś na zewnątrz? - spytałam szybko, zmieniając temat.
Przez chwile jeszcze marszczyła na mnie brwi, ale wypuściła głośno powietrze, odpuszczając.
-Pani Greene chciała ze mną porozmawiać. - wzruszyła ramionami.
Pokiwałam tylko głową i odwróciłam się z zamiarem wyjścia z budynku, jednak Bon mnie zatrzymała.
-Jess, zaczekaj - przeklęłam w myślach i odwróciłam, patrząc w jej kierunku. - Co tak naprawdę robiłaś w schowku?
-To co ci powiedziałam. - czułam budujące się we mnie sumienie. Nie lubiłam kłamać.
-Dobrze, ale teraz powiedz prawdę - naciskała, co było całkowicie nie w jej stylu.
Zazwyczaj siedziała cicho. Z natury była raczej spokojna. Nigdy nie widziałam, żeby się z kimś kłóciła czy coś, więc zdziwiło mi, że była taka uparta teraz.
-Kiedy ja mówię prawdę. - powiedziałam i ponownie się odwróciłam, chcąc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę, ale dziewczyna złapała mnie za ramię.
-Jess, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Jeśli to coś związanego z Justinem... - patrzyła mi prosto w oczy z troską.
-To nie chodzi o niego. - niemal krzyknęłam, przerywając jej. - Mówiłam, że pomyliłam drzwi. To wszystko. - powiedziałam twardo, wyrywając się z uścisku jej ręki i idąc ku wyjściu.
Bonnie's POV
Zacisnęłam szczękę z irytacji. Ja tylko chce jej pomóc. Nie wiem czemu reaguje tak przesadnie. To musi być coś dużego. Justin jej coś zrobił. Głośno wzdychając, oglądałam jak się oddala. Skoro ona nie chce mi powiedzieć, co zaszło... Dowiem się sama.
***
Oparłam głowę o ścianę, stukając palcami w ramię. Gdzie ten głupek się podziewa? Nie mógłby chociaż raz przyjść punktualnie? Wydęłam usta, kopiąc najbliższy kamyk. Znowu spojrzałam w stronę, z której powinien przyjść chłopak, ale znowu go nie zauważyłam. Sfrustrowana odepchnęłam się od ściany i przeczesałam włosy ręką. Już zamierzałam usiąść na kamiennych schodach, kiedy nagle ktoś położył mi ręce na ramionach. Usłyszałam znajomy głos krzyczący "Bu!" i moim pierwszym odruchem był oczywiście pisk. Odskoczyłam od napastnika i odwróciłam się w jego stronę, piorunując go wzrokiem. Justin stał przede mną, zgięty w pół, śmiejąc się jak głupi.
-To mi się nigdy nie znudzi - powiedział, kiedy wyprostował się i wreszcie opanował śmiech.
-Serio? Mi już dawno się przejadło - prychnęłam, zakładając ręce na piersi, w dumnej pozie.
Założę się, że jakby Caroline i Jessica mnie teraz zobaczyły to by mnie nie rozpoznały. Moje alter ego, które sama sobie stworzyłam, by wymazać przeszłość, całkowicie różniło się od prawdziwej mnie. Bonnie Bennet, którą wszyscy znali ze szkoły była miła, spokojna i cicha. Ale ta Bonnie Bennet, która teraz stała twarzą w twarz z Bieberem, prawdziwa ja, była twarda, silna i odważna. Nawet nie wiecie jak trudno grać szarą myszkę, kiedy w rzeczywistości jest się drapieżnym jastrzębiem.
-Chciałaś o czymś pogadać. Słucham - powiedział chłopak opierając się nonszalancko o ścianę.
-Co zrobiłeś Jessice? - od razu przeszłam do sedna.
Na twarzy tego popaprańca pojawił się zadowolony uśmieszek.
-A co, nie pochwaliła ci się? Przecież wy, dziewczyny, uwielbiacie opowiadać sobie o swoich intymnych przeżyciach. - jak ja go nienawidzę. Irytuje mnie tak bardzo, że w każdej sekundzie muszę walczyć ze sobą, żeby mu nie przywalić. Na wzmiankę o "intymnych przeżyciach" od razu narodził się we mnie gniew. Wiedziałam, że coś jej zrobił! Teraz tylko pytanie, jak daleko się posunął.
-Co jej zrobiłeś? - powiedziałam z nieco większą irytacją w głosie.
-Kiedy? Dzisiaj w szkole? Wczoraj w jej pokoju? Tydzień tego u mnie? - wyliczał, z zmarszczonymi brwiami. Uśmiechnął si bezczelnie, unosząc jeden kącik ust o góry.
-W co ty pogrywasz Justin? - to nie była jednorazowa akcja, ale cała seria. To musi być jakiś jego plan. Tylko jaki to ma cel? Kolejne pytania formowały się w mojej głowie i wiedziałam, że na większość z nich i tak w najbliższym czasie nie poznam odpowiedzi.
-W grę o nazwie zemsta - zdziwiłam się, kiedy zamiast grać ze mną w jakiś zgadywanki, od razu wyjawił mi motyw. - Ta twoja psiapsiółka pogrywała ze mną. A ty już sama dobrze wiesz, że ze mną nie warto zadzierać.
Przypomniałam sobie ten czas, kiedy Jess ubierała się i zachowywała jak nie ona. Słodkie ciuszki odkrywające sporo ciała, łaszenie się do Biebera jak kot... Wtedy jedynym wyjaśnieniem wydawało się to, że się w nim zabujała. To było głupie, ale możliwe. Miał ten swój talent do rozkochiwania w sobie dziewczyn. Sama kiedyś na niego leciałam. Ale to jest tylko pozór, który on stwarza. Kiedy dowiadujesz się jaki jest naprawdę, wszystkie uczucia znikają.
A więc Jess, z nim pogrywała? Bawiła się? Ale dlaczego?
Trzeba będzie przeprowadzić śledztwo. Ale na razie zajmijmy się Bieberem.
-Co jej zrobiłeś? - zapytałam znowu.
Z jego twarzy od razu znikła irytacja gierkami Jessici i pojawił się szczególny uśmieszek. Wyglądał z nim jak zadowolony z siebie diabeł.
-Jeszcze nic szczególnego. - powiedział podkreślając pierwsze słowo.
Krew się we mnie zagotowała. Jess już teraz była załamana, a on jeszcze nic nie zrobił? Co ten drań planuje?
Wiedziałam, że nie wyjawi mi swojego zamiaru. To miała być "słodka tajemnica" o "kulminacyjnym finale", jak zwykł to nazywać. Teraz tylko bałam się, czy Jessice uda się wytrzymać psychicznie, po skończeniu "spektaklu". Bieber był wyjątkowo okrutnym człowiekiem. Uwielbiał zabijać i krzywdzić innych nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Tym właśnie słynęły jego zemsty. Nigdy nie polegały one na ranach fizycznych. A nawet jeśli już do nich dochodziło, to miały one największy skutek w psychice ofiary. Zawsze wybierał to, po czym dana osoba nie będzie potrafiła się pozbierać.
Naprawdę bałam się o Jess. Widać było, że przyjęła już sporo ciosów psychicznych od niego, a on dopiero się rozkręcał. Ona na pewno tego nie wytrzyma.
-Nie waż się nawet jej tknąć. - warknęłam podchodząc bliżej do niego.
Bieber odepchnął się od ściany i również się do mnie przybliżył. Staliśmy oddali od siebie o kilka centymetrów, oboje w dumnych pozycjach. Chociaż byłam sporo niższa od niego, nie odjęło mi to stanowczości. Wręcz przeciwnie. Byłam pewna siebie i patrzyłam na niego tak, jakbym to ja patrzyła z góry.
-Bo co?
-Bo jak z tobą skończę, to własna matka cię nie pozna. - groziłam mu głosem wypełnionym gadem.
Justin roześmiał się głośno, ale krótko.
-Nie boję się ciebie, mała. - powiedział nadal rozbawionym głosem.
A powinien.
Ciągle patrząc mu prosto w oczy, kopnęłam do w piszczel. Zdezorientowany pochylił się lekko, a ja wykorzystałam to, by położyć mu ręce na ramionach i kopnąć kolanem w brzuch. Może na taką nie wyglądałam, ale byłam silna, także ciosy musiały go zaboleć. Zgiął się w pół, a ja kopnęłam go stopą w klatkę piersiową, przez co upadł na ziemię. Stałam nad nim, lekko się pochylając.
-Czyżbyś zapomniał o moich umiejętnościach? - zapytałam z triumfalnym śmiechem na twarzy.
W tej chwili Justin spojrzał na mnie groźnie. Szybko pociągnął mnie za rękę i obrócił tak, że uderzyłam plecami o twardy beton. W ciągu sekundy znalazł się nade mną, przyciskając moje nadgarstki do ziemi, po obu stronach mojej głowy.
-Czyżbyś ty zapomniała o moich? - powiedział groźnym tonem.
-Nie boję się ciebie. - powiedział pewnie, mimo mojej pozycji.
Znowu krótko się zaśmiał.
Wstał ze mnie i poczekał chwilę, aż sama stanę na nogi. Dopiero wtedy się odezwał.
-Nie musisz póki mi nie podpadniesz. Ale radzę ci się bać o niewinność twojej przyjaciółeczki. - powiedział, po czym odwrócił się na pięcie i odszedł.
O Boże.
On ma zamiar zgwałcić Jessicę.
Ja pierdole.
_________________________________________________________________________________________________________
No i jak się podoba? Czy Jessica zdoła przeżyć kolejne ciosy psychiczne? Czy Justin dokona swojej zemsty czy może Bonnie go powstrzyma? Czy Bonnie pokaże Caroline i Jessice swoje prawdziwe 'ja'?
Czytajcie dalej a się dowiecie.
Jestem :D A ze mną nowy rozdział. Mam nadzieję, że się podoba ;)
Proszę przeczytajcie to!! ------> http://blieveinourlove.blogspot.com/2014/10/10-000-wejsc-podziekowania-przeprosiny.html
CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE
ily
Cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że szybko będzie następny :)