Translate

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 23 "You are in the hindsight"

Justin's POV

Głupia suka. Wiedziałem, że prędzej czy później wygada się tym swoim psiapsiółom. Kurwa, za każdym razem kiedy myślę, że zmądrzała, ona okazuje się większą idiotką niż przypuszczałem. Jak to do cholery możliwe? Teraz to już na pewno nie ma mowy, żebym jej odpuścił, choć przyznam się, myślałem nad tym.
Ja też mam kurwa uczucia. Nie chce, ale mam.
Nigdy nikogo kurwa nie zgwałciłem i nie wiem czy sam nie miałbym wyrzutów sumienia... pieprzyć to, suka mi podpadła. Chociaż szczerze mówiąc... to może być nawet niezła zabawa.
Mroczny uśmiech pojawił się na mojej twarzy, kiedy wsiadłem do auta i odpaliłem silnik. W ogóle nie skupiałem się na drodze, ale nie musiałem. Droga do domu była mi tak wkodowana w umysł, że mógłbym prowadzić z zamkniętymi oczami. Gdyby oczywiście nie było innych pojazdów, ale pieprzyć to. Nie obchodzi mnie czy spowoduje wypadek i ile osób przy tym zabije. Mam inne pieprzone rzeczy na głowie, które bardziej mnie obchodzą niż to, że jakiś czterdziesto-pare latek, który spieszy się do pracy już nigdy do niej nie dotrze.
Musiałem teraz zastanowić się nad kilkoma strategiami. Najpierw trzeba przekonać Damona, żeby zabrał gdzieś Rihannę, by ta dziwka mi nie zawadzała. Idiota chyba twierdzi, że nie zauważyłem albo nie słyszałem, jak kilka razy w tygodniu on znika lub ona przyjeżdża. Oni są kurwa uzależnieni albo zakochani. Oby to pierwsze, bo jeśli Salvatore zacznie mi dawać rady dotyczące miłości, zamiast tych o naszym fachu lub seksie, co i tak mnie denerwuje, ale przynajmniej jest przydatne, to chyba odstrzelę sobie łeb.
Wracając o tematu. Jeśli ta wtykająca nos nie w swoje sprawy, irytująca nimfomanka będzie domu trudno będzie nawet wyciągnąć Jessicę z domu, nie mówiąc już o zrobieniu wszystkiego na miejscu. Pieprzyć już jej niańkę, bo tu można wymyślić coś na poczekaniu. Nawet zwykłe włączenie muzyki na fula by wszystko zagłuszyło. Ale kwestia Damona i Rihanny jest trudniejsza, bo trzeba wszystko wymyślić tak, żeby niczego nie podejrzewał. A mimo mnóstwo złych rzeczy, które mogę o nim powiedzieć, jest geniuszem. Nie tylko w wymyślaniu strategii i planów, ale też w rozszyfrowywaniu ludzi. Kurwa to musi być jakiś zajebisty pomysł. Nie mogę po prostu wpaść i powiedzieć:
 "Hej, może ta twoja dziwkę wpadła by dzisiaj? Wiesz, nikogo nie będzie, więc nikt nie będzie się skarżył, że jej krzyki potrafią nie raz zagłuszyć telewizor."
Nie, nie mogę tak powiedzieć. Mimo tego, że to wkurwiająca prawda.
Ugh, muszę coś wymyślić i to szybko, bo jestem już kurwa na podjeździe. Muszę to zrobić dzisiaj, bo ta cholerna, mała gangstereczka już wie i lada moment może zorganizować Jessice ochronę 24/7. Nadal ma kontakty.
Złapałem za klamkę, jednak minęła chwila zanim wszedłem do środka. Nic kurwa nie przychodzi mi do głowy. Nienawidzę takich momentów. Trudno, powiem tekst z telewizorem. Po otworzeniu drzwi powiedzieć, że byłem zszokowany byłby niedopowiedzeniem. Damon miział się z Rihanną. Właśnie to czego było mi potrzeba! Chociaż to nie potrwa zbyt długo, godzina może półtorej, zanim wyjdzie i wróci do siostry, a ja muszę wymyślić plan, dojechać tam i zrobić swoje. Nie zdążę. Jednak lepiej będzie ją gdzieś zabrać. Więc mam godzinę z bonusem na wymyślenie jak ją wywabić z domu i gdzie zabrać. Hm... wiem gdzie jest jakiś domek nad jeziorem gdzie nikt nie usłyszy jej krzyków? Nie. Kurwa. Więcej myślenia.
-Um, Justin, sądziłem, że wyszedłeś z chłopakami. - rozmyślania przerwał mi głos Damona.
Nawet nie zauważyłem, że wciąż swoje w drzwiach, a oni zdążyli już mnie zauważyć, odskoczyć od siebie i zacząć się wstydzić, że ktoś ich widział. Damon zdrapał się po karku, a Rihanna wykręcała palce ze zdenerwowania.
-Weź, nie zgrywaj świętego, Damon. Myślisz, że nie wiem, że to z nią sypiasz? Wszyscy wiemy. - odpowiedziałem wywracając oczami.
Skierowałem się w kierunku schodów, by w swoim pokoju na spokojnie przemyśleć plan, kiedy koleś mnie zatrzymał.
-A tak z czystej ciekawości, młody. Czemu nie wyszedłeś z resztą? - spytał zgrywając rodzica z założonymi rękami.
-Po pierwsze, nie nazywaj mnie tak. Po drugie, mam inne sprawy na głowie. - powiedziałem z nadzieją, że zostawi mnie w spokoju i będę mógł zamknąć się w moich własnych czterech ścianach, ale nie miałem tyle szczęścia.
-Na przykład jakie? - nienawidzę kiedy mówi tym tonem. "Słuchaj mnie, smarkaczu, jestem starszy i myślę, że przez to mogę ci rozkazywać". Brzmi dokładnie tak.
-Nie interesuj się. - odparłem z jadem w głosie. Nie miałem ochoty na jakieś gierki.
-Powiedz tylko co... - nie pozwoliłem mu skończyć, bo odwróciłem się i ruszyłem do mojego pokoju.
Trzasnąłem drzwiami, dobrze wiedząc, że zachowuje się jak rozwydrzony bachor. Trudno. Mam go gdzieś. Teraz muszę skupić się na mojej ulubionej czynności, pomijając sex.
Zemsta.

Jessica's POV

Po powrocie do domu pobiegłam od razu do swojego pokoju. Kilka razy potknęłam się na schodach, ale nie myślałam teraz o niczym tak nieistotnym. Boję się. Czemu nie może tego w końcu zrobić i oszczędzić mi tych zmartwień? Nie, czekaj. Przecież wcale tego nie chce. Ugh, już sama nie wiem czego chce. Mój umysł to totalna plątanina myśli. Chaos. To wszystko jego wina i on dobrze o tym wie. Ba, schlebia mu to. Za każdym razem jak widzi strach w moim oczach, ja widzę w jego tą chorą satysfakcję. On powinien iść się leczyć.
Zamknęłam drzwi i zrobiłam najgorszą z możliwych rzeczy. Usiadłam na łóżku, podciągnęłam kolana pod brodę, objęłam je rękami i schowałam twarz. Zaczęłam powoli kiwać się w przód i w tył, cicho szlochając. Nie zniosę kolejnego dnia tej męki. Niech to się już skończy.
Nagle jedna z mrocznych myśli trzymanych dotąd pod kluczem, uciekła i zajęła cały mój umysł. Podniosłam twarz i spojrzałam w kierunku jednej z szuflad biurka, gdzie ukryty był mój dawny przyjaciel. Bardzo powoli zaczęłam się podnosić, aż w końcu zeszłam z łóżka i równie powolnymi krokami podeszłam do mebla. Sięgnięcie ręką po drewnianą rączkę trwało jeszcze dłużej, a pociągnięcie za nią całe wieki. Nie chciałam. Wiedziałam, że jakbym znowu to zrobiła, znów stanie się to nałogiem. Byłam uzależniona od bólu. O ironio, teraz mam go po pęczki i serdecznie dość. To mi pomagało. Wraz z krwią odchodziły zmartwienia. Kiedy półka odsunęła się na tyle, że ujrzałam przeklęty przedmiot, ktoś zapukał do drzwi, a ja obudziłam się z tego dziwnego transu i cofnęłam rękę jak oparzona.
-Jess, widzę, że coś cię trapi. Chcesz pogadać? - to była Rihanna. Jej głos był cholernie zmartwiony przez co moje serce zaczęło powoli pękać.
-Nie, wszystko ok. - skłamałam, próbując zdobyć się na dość normalny głos.
Ale jej nie da się oszukać.
W ciągu sekund drzwi się otworzyły, a do pokoju weszła moja siostra. Przez dobrą chwilę stałyśmy tak w ciszy, kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk i znów byłyśmy zamknięte. Odizolowane. Nikt nas nie słyszał, nikt nie widział.
To właśnie wtedy wybuchłam płaczem.
Rihanna pojawiła się przy mnie w ciągu krótszym niż sekunda i zamknęła mnie w uścisku. Powinnam czuć się bezpieczna, ale ona mnie nie obroni. Nie może. Wybuchłam jeszcze większym płaczem, w ogóle nie mogąc się opanować. Nie zdziwiłabym się gdybym płakała, aż do całkowitego odwodnienia i zgonu.

***

A jednak mi się udało.
Siedziałam na łóżku z chusteczką w ręku, z głową opartą o ramię mojej siostry, która wciąż mnie obejmowała w pocieszający i współczujący sposób. Nie odzywała się, ale wiedziałam, że chce wiedzieć co mnie tak martwi. Nie mogłam jej powiedzieć. Nie byłam nawet w stanie o tym myśleć.
Skoro już jestem w takim stanie to co dopiero będzie po fakcie? Nie, nie chce się nad tym zastanawiać. To zbyt bolesne.
-Na pewno nie chcesz mi powiedzieć, co się stało? - spytała Rih.
W odpowiedzi pokręciłam tylko głową, bo nie sądzę bym dała radę wydusić z siebie chociaż słowo, bez ponownego wybuchu paniki i płaczu.
Ona również tylko pokiwała głową ze zrozumieniem.
-Chcesz czegoś?
Znów tylko przeczący znak z mojej strony.
-Ok. Umówiłam się z Damonem, więc wychodzę, ale jeśli potrzebujesz chociaż odrobinę mojej pomocy lub wygadać się... zostanę. - powiedziała.
-Nie, idź. - spojrzałam na nią i wysiliłam się na uśmiech. - Bawcie się dobrze.
-Na pewno? - spytała podnosząc jedną brew.
-Tak.
Więc wyszła, a ja zostałam sama z moimi myślami.

***

Jestem pewna, że powtórzyłam tą definicję już setkę razy i znam każde słowo na pamięć, ale muszę czymś zając myśli, a nauka to najlepsze rozwiązanie. Nie mam ochoty na żaden film, a książka tylko pobudza wyobraźnię czyli więcej strasznych, lecz możliwych scenariuszy pojawiłoby mi się przed oczami. O, nie, nie ma mowy. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na wyświetlacz z lękiem, ale uspokoiłam się widząc numer Bonnie.
-Hej. - odebrałam.
-Nie ma czasu na pogaduszki ani zbędne tłumaczenia. Wiem co się dzieje, Jess. Wiem wszystko. - jej głos był jakiś niższy, a ton zbyt poważny jak na nią. To było dziwne.
-Ale o czym ty mówisz? - naprawdę nie wiedziałam.
Przecież nie mogła się dowiedzieć o tej całej sprawie z Justinem.
-O Bieberze i tym wszystkim. - teraz słyszałam w tym jakby obcym głosie lekki smutek.
Serce omal mi nie stanęło. Skąd wie?
-S-skąd ty...?
-To nie jest ważne, Jess. Ważne żebyś siedziała teraz w domu, nigdzie nie wychodziła, pozamykała drzwi, okna wszystko i... spróbuj zachować spokój. Zaraz będę. Wpuść tylko mnie. Nikogo innego. - przerwała mi po czym się rozłączyła.
O co chodzi? Skąd wie? Skąd ta nagła zmiana? Co się do cholery dzieje?
Zrobiłam co kazała z nadzieją, że odpowie mi na wszystkie pytania jak tylko tu przyjedzie.
Kiedy znów usiadłam na łóżku, mój telefon znowu się odezwał. Myśląc, że to znów Bonnie, nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam.
-Hej, gdzie jesteś? - spytałam ze spokojem w głosie, który nie wiedziałam, że za chwile wyparuje w ciągu sekundy.
-Pod twoim domem, shawty. - odparł głos, który sprawił, że krew odpłynęła mi twarzy.
To on. To Justin. Jest tu. To o to chodziło. Bonnie wiedziała, że tu przyjedzie i chciała mnie chronić.... o boże! On zamierza to zrobić. Inaczej by się tak nie martwiła. Nie aż tak. O ja pierdole. Błagam Bon przyjedź szybko.
-Jesteś tam, ślicznotko? - odezwał się znowu, kiedy nie odpowiadałam.
-T-tak. - nie wiem jakim cudem udało mi się wydobyć głos.
-Świetnie, a więc wyjdź przed dom. - brzmiał tak nonszalancko jakby zabierał mnie na kręgle czy coś. Skurwiel.
-Nie jestem głupia. - nagła odwaga napłynęła do mnie i wylała się w postaci słów.
-Ostatnio udowodniłaś mi kilka razy, że jest na odwrót. Chodź tu.  - jego ton zrobił się bardziej rozkazujący.
-Nie. - odparłam w kolejnym przypływie odwagi.
-Jeśli ty nie przyjdziesz do mnie, ja przyjdę do ciebie, a obiecuję ci - gorzej na tym wyjdziesz. - teraz już jego ton ociekał groźbą.
Przełknęłam ślinę i swoje tchórzostwo.
-Nie wyjdę.
Przecież nie zrobi niczego jeśli Margaret jest w domu. Nie mam się czego bać. Nic mi tu nie grozi.
Kurwa jakby to powtarzanie sobie pozytywnych zdań miało pomóc.
Rozłączył się, a ja już drżałam z przerażenia. Po minucie, która ciągnęła się przez wieczność, usłyszałam, że ktoś idzie w górę po schodach. Serce zabiło mi mocniej, jakby miało wyskoczyć na wolność. Wręcz zeskoczyłam z łóżka i w typowym odruchu cofnęłam się pod ścianę, czyli jak najdalej drzwi. Kiedy w końcu się otworzyły, spodziewając się najgorszego, byłam gotowa do krzyku i obronnej pozy, ale powstrzymałam te działania, widząc w drzwiach Margaret.
-Coś nie tak? - spytała z troską.
-Nie, nie wszystko ok, ja po prostu.... oglądałam horror. Nic takiego. - udało mi się jakoś unormować oddech i głos, by odpowiedzieć.
-Ah, widocznie niezły. - uśmiechnęła się bez przekonania. - Znajomy do ciebie przyszedł, ale nie wpuściłam go, bo jesteś trochę nie w sosie. Może jednak chcesz bym to zrobiła?
Wpuścić go? O nie. Nie wierzę, że skrzywdzi mnie kiedy w domu ktoś jest, ale lepiej dmuchać na zimne.
-Nie, naprawdę nie mam humoru. Wolę być teraz sama. - uśmiechnęłam się lekko, próbując wyglądać naturalnie.
-Oh, ok. Przekaże mu. A ty nie oglądaj już takich filmów. - uśmiechnęła się serdecznie i zamknęła za sobą drzwi, wychodząc.
Ulżyło mi. To tak jakbym dźwigała jakiś wielki ciężar, a teraz on zniknął.
Nie wejdzie tu, a nawet jeśli to nic nie zrobi. Nic co by wykraczało poza to co robi ciągle.
Telefon znów zaczął wibrować.
Przez chwile po protu się na niego patrzyłam, jakby był czymś niezwykle interesującym z tym dzwonieniem, ale w końcu zebrałam się w sobie i odebrałam.
-Wyjdź z domu. - o wydało mi się nawet trochę komiczne.
Taki gangster jak on nie może wejść do czyjegoś domu, bo nie wpuściła go kobieta po trzydziestce i musi do mnie dzwonić, żebym to ja wyszła.
-Nie.
-Próbuję być miły, nie denerwuj mnie. - słychać było, że traci nad sobą kontrolę.
-Czemu po prostu nie wejdziesz? Jesteś wampirem i potrzebujesz zaproszenia? - spytałam z kpiną w głosie.
Skąd u mnie ta odwaga? W środku w cale się tak pewnie nie czuję.
-Nie, po prostu uważam użycie broni za ostateczność. - odparł jakby to było cholernie oczywiste i zwyczajne zdanie.
Usłyszałam jakiś dziwny dźwięk i domyśliłam się, że okręcił pistolet na palcu jak na filmach. Przełknęłam ślinę. Tym razem panika została na miejscu.
Czy on właśnie zasugerował, że jeśli nie wyjdę, zastrzeli Margaret?
-Już idę. - odparłam zrezygnowana i się rozłączyłam.
Znów zbierało mi się na płacz, ale z innego powodu niż poprzednio. Wcześniej byłam przerażona, przepełniona bólem i niewiedzą. Teraz jestem zrezygnowana. Nie mam innego wyboru. Sama mu się dam jak na srebrnej tacy.
Tak. Teraz czuję głównie zrezygnowanie i wstyd.
Trzeba tylko wymyślić jak wymknąć się, nie zwracając uwagi niani. Przecież przed chwilą powiedziałam, że nie czuję się najlepiej i nie chce się z nikim widzieć, a teraz chce wyjść? Dziwne, nie?
Ostrożnie wyjrzałam zza drzwi i zorientowałam się, że nie słyszę telewizora. Spojrzałam w stronę pokoju Margaret i zauważyłam, że drzwi są uchylone. Próbując zrobić o jak najciszej, podeszłam do nich i zajrzałam do pomieszczenia. Siedziała w fotelu i czytała. Jeśli będę cicho to nic nie zauważy.
Tak więc się wymknęłam na spotkanie z kimś kto mnie zgwałci. Jak bardzo głupio to brzmi? Ta, ponad skalę.
Kiedy sięgałam po klamkę drzwi wejściowych, musiałam odgonić z głowy ostatnie myśli o zrezygnowaniu. To głupie, ale muszę. Nie pozwolę by zabił Margaret z mojej winy.
Otworzyłam drzwi, bezpowrotnie popełniając pewnie najgorszy błąd mojego życia. Chociaż nie. Najgorszym było podejść do niego wtedy w szkole. Gdybym tego nie zrobiła, może on by się nawet ni zainteresował moją osobą i wszystko potoczyłoby się inaczej? Kto wie.
Ujrzałam jak nonszalancko opiera się o swoje auto, czekając na mnie i jak uśmiecha się triumfalnie. Znów naszło mnie na ucieczkę, ale tylko wzięłam głęboki oddech, podniosłam głowę dumnie i zaczęłam iść w jego stronę. Szybko jednak okazało się, że nie tak łatwo jest być pewnym siebie w takiej sytuacji. Z każdym krokiem czułam się bardziej niepewnie i spuszczałam głowę niżej. Kiedy zaszłam na środek drogi, nie mogłam ruszyć się dalej. Zdziwiło mnie trochę, że nie jeździły żadne auta. To jet jak w filmie, gdzie wszystko jest dokładnie zaplanowane. To jest dziwne.
-A więc jesteś... prawie. - powiedział z rozbawieniem Justin. - Co jest?
Nie odpowiedziałam. Ciągle walczyłam z instynktem, który kazał mi uciekać. Nie raz postawiłam stopę o krok do tyłu, co było pierwszym odruchem ucieczki, ale za każdym razem się powstrzymywałam.
-Przynajmniej na mnie spójrz, skarbie.
Nie podoba mi się to przezwisko. Nie, w jego ustach. Nie, skierowane do mnie.
Jednak wykonałam jego prośbę, a raczej rozkaz. Mimowolnie mój wzrok powędrował na dziwne wybrzuszenie ukryte częściowo pod koszulką, częściowo pod spodniami. Pistolet. Jakaś część mnie, aż dotąd, nie chciała wierzyć, że naprawdę go ze sobą ma.
-Po co ci on? - mózg nie nadąża za ustami. Głupia.
-Co? - spytał unosząc jedną brew. - A, on? - wyciągnął broń  i zaczął go oglądać w dłoni. - Zabezpieczenie.
Nie rozumiejąc, spojrzałam na niego marszcząc brwi z niezrozumienia.
-Musze mieć pewność, że nie spróbujesz uciec czy jakiegoś innego gówna. Jesteś na celowniku, Jessica. - Mówiąc to, uśmiechnął się mrocznie i wycelował we mnie pistolet.
Cała zaczęłam trząść się jak cziłała. Odruchowo zrobiłam krok w tył, a głos, który podpowiadał mi ucieczkę, teraz wrzeszczał.
-Spokojnie, jesteś bezpieczna, póki nie zrobisz czegoś głupiego.
Nie powiem, że mi ulżyło, bo tak nie było, mimo, że z powrotem schował pistolet. Nadal wiedziałam ,że tam jest a już sama ta świadomość sprawiała, że panikowałam.
-Wsiadaj do auta. - rozkazał.
Nie potrafiłam zrobić kroku. Jednoczenie dlatego, że się bałam i nie chciałam. Po chwili mojego nieposłuszeństwa, Justin powtórzył się.
-Wsiadaj do auta. - tym razem jego głos był bardziej władczy i słychać było, że jest zdenerwowany.
Ale ja nie mogłam się ruszyć. Krzyki "uciekaj" w mojej głowie nasiliły się.
-Wsiadaj do auta - każde słowo mocno zaakcentował. Każde osobno, co w połączeniu z jadem i objawami wewnętrznej furii sprawiło, że zaczęłam trząść się jeszcze bardziej. Lecz wciąż nie mogłam wykonać ruchu.
Wkurwiony Justin zrobił krok w moim kierunku, pewnie w zamiarze zaciągnięcia mnie do auta siłą, ale nie zdążył, bo zareagowałam odruchowo. Rzuciłam się biegiem. Nie wiem dokąd chciałam dobiec, nie biegłam do domu, tylko ulicą. Nie wiem czemu. Po prostu. To był odruch, to było nieprzemyślane.
Jednak nie zdążyłam nawet się zmęczyć, ba, przebiec 50 metrów kiedy usłyszałam strzał. Powiedzieć, że się zdziwiłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że wciąż żyję, to za mało.
Powoli otworzyłam czy, które nie wiedziałam, że zamknęłam. Nie odważyłam się ruszyć, nawet obrócić czy chociażby wypuścić oddech, który mechanicznie wstrzymałam.
-Jesteś na celowniku, Jessica.

_________________________________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Czy Jessice uda się jakoś wybrnąć? Czy Justin dokona zemsty? Czy Bonnie zdąży wszystkiemu zapobiec na czas? Czytajcie dalej a się dowiecie.

Przepraszam za tak długą przerwę.
Tłumaczyłabym się ale i tak zawsze wychodzi na to samo więc nie ma sensu, a poza tym jest 3 w nocy xd

Wiem, że trochę krótki, ale zależało mi na zakończeniu.

CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE

1 komentarz: