Translate

niedziela, 28 sierpnia 2016

Rozdział 31 "Chocolate, pizza and vanilla ice cream"

Stąpając niepewnie z nogi na nogę, po raz setny spojrzałam na zegarek na nadgarstku.
16:57.
Stałam przed drzwiami siedziby The Kings i nie byłam pewna czy zadzwonić do drzwi, czy zwiać stąd póki mogę. Rihanna, która podwiozła mnie tutaj, odjechała już 5 min temu, więc teoretycznie nie miałam już odwrotu. Zwłaszcza, że przejęta wymyślaniem czarnych scenariuszy nie zwracałam uwagi na drogę i nie jestem pewna czy umiałabym sama wrócić. Wzięłam kolejny głęboki oddech, próbując się uspokoić. Przecież Damon tam jest, prawda? Nie pozwoli by coś mi się stało.
Pocieszona tą myślą, uniosłam rękę do dzwonka, jednak zatrzymałam ją milimetry od niego.
A co jeśli Justin otworzy?
Moje oczy otworzyły się szerzej, a serce przyśpieszyło uderzenia. Od razu cofnęłam rękę i nie wiadomo z jakiego powodu, znowu sprawdziłam godzinę. 17:00. Westchnęłam.
Nie widząc innego wyjścia wybrałam numer do Damona. Odczekałam parę sekund, aż odebrał po trzecim sygnale.
-Co jest młoda?
-Mógłbyś...-tak żałosne i bezsensowne zdanie po prostu nie chciało przejść mi przez gardło. Mózg nie pozwalał na takie ośmieszenie.- Bo ja.... - i znowu nic. Wzięłam głęboki oddech, jednocześnie wywracając  oczy na własną głupotę. - Mógłbyś mi otworzyć?
-Spokojnie, Justina nie ma w domu. - odpowiedział rozbawiony po chwili ciszy.
Poczułam się jakby jakiś wielki ciężar spadł z mojej klatki piersiowej. Opuściły mnie wszelkie resztki niepewności i mogłam wreszcie normalnie zadzwonić do drzwi. Uśmiechnęłam się lekko, chowając telefon do kieszeni dresów. Splotłam ze sobą palce za plecami cierpliwie czekając, aż ktoś otworzy. Nie trwało to długo zanim usłyszałam kroki i zobaczyłam sylwetkę Louisa na miejscu drewnianej powłoki.
-Jessica? - wyglądał na bardzo zdziwionego. Nie dziwię mu się. Justin musiał mówić coś o mnie albo o swoich planach - są przyjaciółmi.
-Hej, ja do Damona. - to zdanie przypominało mi jak w dzieciństwie przychodziłam do koleżanek i wypowiadałam je za każdym razem do ich mam. Lou nadal dziwnie się na mnie patrzył, co po chwili nasunęło pewną przerażającą myśl. A co jeśli on widział to nagranie? Z całych sił próbowałam się ukryć jak bardzo ta możliwość mną wstrząsnęła  i utrzymać miły uśmiech na twarzy.
-Um, wejdź. - powiedział w końcu, jakby ocknął się z jakiegoś transu i przepuścił mnie w drzwiach, by potem zamknąć je za mną.
Zapewne miał zamiar wołać Salvatore, ale ten już zbiegał po schodach z szerokim uśmiechem i zdawkowym powitaniem skierowanym w moją stronę. Rzucił "chodź" i zaczął iść wgłąb domu, a ja niczym zahipnotyzowana szłam za nim, wlepiając oczy w jego plecy. Nadal czułam na sobie wzrok Tomlinsona, co sprawiło, że kurczowo zacisnęłam palce na pasku torby.
Dotarliśmy do dużego pomieszczenia. Było jasne, bez żadnych ozdób na ścianach. No bo po co komu ozdoby w pokoju do treningu? Na pierwszy rzut oka wyglądało to trochę jak siłownia. Bieżnia, motylek, ławki i parę innych sprzętów, których nazw nie znałam. To co przykuwało uwagę to duży ring na środku pomieszczenia. Moje źrenice podwoiły swoją średnice gdy go zobaczyłam. To tam będziemy ćwiczyć?
Spojrzałam na Damona, który rozciągał się krótko kręcąc głową i wymachując rękami, więc postanowiłam zrobić to samo. Odłożyłam torbę na ziemię i przyciągnęłam wyprostowaną lewą rękę do klatki piersiowej dociskając ją drugą. To samo powtórzyłam w przypadku prawej ręki. Następnie stanęłam w rozkroku i schyliłam się tak, że dotykałam podłogi najpierw przedramionami, a potem głową.
-Wow - usłyszałam, więc wyprostowałam się. - giętka jesteś. - uśmiechnęłam się lekko.
-Lubię się rozciągać. - wzruszyłam ramionami i splotłam palce za plecami, by wyciągnąć je potem jak najwyżej do góry.
-Ok, gotowa? - spytał Damon, zakładając na ręce te dziwne rękawice, w które uderzają na filmach.
Kiwnęłam głową na tak i jeszcze szybko pomachałam głową w różne strony, zanim poszłam za nim na ring.
Stojąc przed nim potrząsnęłam rękami nie będąc pewna co dokładnie mam robić. Chłopak stał już w pozycji, wyraźnie czekając aż wykonam ruch. Nie był przyzwyczajony do nowicjuszy. To oczywiste. Nawet jeśli jakimś trafem szkolił innych z gangu albo po prostu kogokolwiek, chłopcy na pewno bardziej umieją się bić niż ja. Oczywiście w swojej przeszłości miałam parę bójek, ale dziewczęce bitwy wyglądają całkiem inaczej. Złapać za włosy, podrapać, spoliczkować.... nie bijemy się na pięści.
Damon chyba zdążył już zrozumieć, że moje doświadczenie jest znikome i nie oglądam walk MMA, bo wyprostował się i zagryzł wnętrze policzka jakby się nad czymś zastanawiał. Ja nadal stałam w miejscu, czując się już trochę niezręcznie.
-Myślałem, że masz już jakieś wstęp do tego... - powiedział po chwili. - Znaczy wiesz... Rihanna mówiła, że była kiedyś z ciebie niezła łobziara. - uśmiechnął się zadziornie.
-Tsa... miałam parę bójek, ale wiesz dziewczyny robią to trochę inaczej. To nie jest tak jak w filmach. - wywróciłam oczami, gdy stanęła mi przed nimi scena lasek w bikini bijących się pięściami i kopiących po brzuchach.
-Ok więc zaczniemy od podstaw. Postawa. - ugięłam lekko nogi i ustawiłam ręce jak na filmach. Damon podszedł do mnie, uważnie mi się przyglądając. - Trzymaj ręce mocniej. Musisz być w każdej chwili gotowa do zamachu. - dał mi instrukcję, które po sekundzie wykonałam. - Ok dobrze. - stanął na swoim poprzednim miejscu i wystawił przed siebie ręce, stając w podobnej pozycji co ja. - Teraz uderz. - wykonałam mocny zamach prawą ręką, uderzając w twardą powierzchnię. Trochę zabolało. - Mocniej, ledwo to poczułem. - zaśmiał się, a ja ponowiłam ruch, starając się zrobić to lepiej. - Bijesz jak baba. - chłopak dalej się śmiał, co zaczynało mnie denerwować. Jestem babą, jak mam niby bić? Pod wpływem irytacji nabrałam odrobinę siły. - No dalej, tylko na tyle cię stać? - zakpił. Nie wiem czy wspominałam, ale bardzo tego nie lubię. Mocno zdenerwowana uderzyłam z całą siłą, wydając z siebie stęknięcie. - No, o to chodziło! - zawołał z triumfalnym uśmiechem, co sprawiło że odwzajemniłam ten gest. - Jeszcze raz, tym razem parę uderzeń. - powiedział, a ja od razu zmieniłam wyraz twarzy na skupiony.
No to jedziemy.
***
-Wyglądasz na zmęczoną.. może mała przerwa? - zaproponował Damon na co pokiwałam głowa z ulgą. Zaraz padnę.
Nie wiem jak długo ćwiczyliśmy, ale jak dla mnie trochę za długo. Potrzebowałam oddechu. Zeszłam z ringu i podeszłam do swojej torby, wyciągając z niej butelkę wody. Otarłam pot z czoła i pociągnęłam kilka łyków.
Ten trening był trudniejszy niż się spodziewałam. Mimo to, bardzo mi się podobało. Czułam dumę, bo w ciągu - jak się okazało - godziny zdołałam w miarę opanować parę uderzeń i kopniaków oraz poprawić ich szybkość i jakość. Poćwiczyliśmy też przez chwile uniki, by sprawdzić mój refleks.
Wygięłam plecy i głowę do tyłu, rozciągając zmęczone mięśnie.
-Powiem ci młoda, że radzisz sobie lepiej niż przypuszczałem. Szybko się uczysz. - skinął do mnie z aprobatą.
-Mam dobrego nauczyciela - uśmiechnęłam się, a on się zaśmiał.
-Woah, gołąbeczki. Co tu się dzieje? - na dźwięk tego głosu cała znieruchomiałam.
Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. Justin stał oparty o framugę drzwi uśmiechając się zadziornie. Widział strach w moich oczach, a ja widziałam, że to go cieszy. A jednak spotkałam go. Moje obawy okazały się prawdą. Nie mogłam swobodnie oddychać, co dodatkowo przypomniało mi o zmęczeniu. Zrobiło mi się niedobrze i czułam, że zaraz zemdleję.
-Czego chcesz Bieber? - spytał Damon obojętnym głosem. Nie zauważył w jakim jestem stanie,
-Wpadłem poćwiczyć, ale jak widzę sala jest zajęta. - ten obrzydliwy uśmiech nie schodził z jego twarzy ani na chwilę. W normalnych okolicznościach uznałabym go za seksowny, jednak w ostatnich chwilach widzę go w najgorszych chwilach w moim życiu. Przypadek? - I ciekawi mnie co wy tu robicie, razem, zmęczeni... - dodał kpiącym tonem.
-Jeśli przyszedłeś gadać głupoty, po prostu idź. - westchnął Salvatore.
Justin uniósł ręce w geście poddania i powili opuścił pomieszczenie. Zanim jednak zniknął za rogiem, posłał mi przez ramię spojrzenie. Nie zwykłe... coś w wyrazie jego oczu sprawiło, że cała zaczęłam się trząść. Miałam ochotę płakać. To niemożliwe co ten człowiek ze mną robi.
-Czasami jest niewiarygo... Jess wszystko w porządku? - spojrzał na mnie, a jego głos stał się zaniepokojony. - Co się stało? - spytał podchodząc do mnie.
Nie byłam w stanie tego znieść. Przed oczami mignęły mi obrazy z wczorajszej katastrofy ze szkoły i  oczy zaszkliły się. Nie mogę teraz tu być. Nie w jego pobliżu.
-J-ja .... ja muszę już iść, przepraszam.  - rzuciłam na odchodne i wybiegłam z sali.
Nie patrząc na nic i na nikogo - na wypadek gdybym miała zobaczyć jego - opuściłam budynek. Drżącymi rękami wyjęłam telefon z torby, jednocześnie szybkim krokiem oddalając się od siedziby The Kings. Od niego. Nie patrząc pod nogi, weszłam w kontakty i wybrałam odpowiedni numer, przykładając urządzenie do ucha.
-Black. Mów. - usłyszałam po trzecim sygnale. Jego głos był dziwny.. nie taki jakim odzywał się do mnie kiedyś. Był szorstki, nieprzyjemny.
-Cz-cześć Jack. - tak mówię do wujka po imieniu. Jak już wspominałam byliśmy ze sobą bardzo blisko, więc nie jest to dla mnie niczym dziwnym. Był moim najlepszym przyjacielem.
-Jessie. - jego ton od razu złagodniał.  - Co się stało, słońce?
-Mógłbyś po mnie przyjechać? - z całych sił starałam się powstrzymać łzy, które próbowały wydostać się na zewnątrz.
-Gdzie jesteś? Zaraz tam będę. - powiedział szybko i mogłam usłyszeć jak wstaje i porusza się po pomieszczeniu.
Uśmiechnęłam się lekko.
***
Przez chwilę jechaliśmy w ciszy. Jack dobrze wiedział, że jeśli będę gotowa coś powiedzieć, zrobię to. Moja głowa oparta była o szybę, spoglądałam na widoki, które mijaliśmy. Co jakiś czas widziałam w odbiciu, że wujek spogląda na mnie zaniepokojony. Długo milczę.
Zajechaliśmy pod jego dom, siedzibę, czy cokolwiek. Wysiadłam z auta, obejmując się ramionami. Nie dlatego, że było mi zimno. Tak naprawdę nie wiem do końca dlaczego. Tak jakbym dzięki temu czuła się bezpieczniej. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na kanapie w swego rodzaju salonie. Prawie od razu podeszła do nas pani w podeszłym wieku pytając czy chcemy coś do picia. Jack poprosił o czarną kawę dla siebie, a dla mnie gorącą czekoladę z trzema piankami.
Pamiętał.
Między nami nadal była cisza. On cierpliwie czekał, ja wciąż bałam się powiedzieć całej prawdy. Jeśli to zrobię, on bez najmniejszych skrupułów zabije Justina. Nienawidzę go, ale nie chce być przyczyną niczyjej śmierci. Nie umiałabym spojrzeć w lustro gdybym to zrobiła. Więc siedziałam cicho pełna niepewności, szukając sposobu w jaki to wszystko powiedzieć. Po kilku minutach gosposia wróciła i postawiła przed nami filiżanki. Jack od razy pociągnął łyk ze swojej. Uwielbiał czarną. Zawsze śmiałam się z niego, że moje to przełoży się na kobiety, a on cytował jakiś cytat Drake czy kogoś opowiadający o dużych tyłkach, albo czarnych laskach. To wspomnienie wywołało u mnie leki uśmiech. Wtedy wszystko było łatwiejsze. Nie łatwe.. ale łatwiejsze.
-Ok. Wiem, że nie lubisz jak się ciebie pośpiesza, ale strasznie długo milczysz i trochę się już o ciebie boję i...- nie zdołał dokończyć bo w przypływie emocji rzuciłam się mu na szyje z płaczem.
Nie byłam w stanie dłużej trzymać tego w sobie. Wybuchłam. A ze mną cały ból. Wujek objął mnie mocno i zaczął uspokajająco głaskać po włosach. A ja wyrzucałam z siebie wszystko. Tak jak kiedyś, tak jak zawsze. Nigdy nie szeptał "Shhh, wszystko będzie dobrze", bo sam wiedział, że to tylko puste słowa. Nikt nie był w stanie tego zapewnić. Nikt nie zna przyszłości. Więc po prostu milczał i pozwalał mi wylać może łez na jego koszulkę. Kiedyś pozostawiałam na niej duże ślady kredki, cieni i tuszu. Teraz nie miałam na sobie nic, nastawiona na trening. Nie wiem ile tak trwaliśmy. Może pięć minut, może piętnaście. Żadnego z nas to nie obchodziło. Jedyne co było ważne, to to, że czekolada i kawa nadal były ciepłe. Odkleiłam się od Jacka i upiłam kilka łyków słodkiego płynu, oblizując wargi ze smakiem. Pychotka. On zaśmiał się i zawołał gosposię. Gdy ta przyszła kazał jej przynieść lody waniliowe. To tak jakby tradycja. Kocham ten smak, a w filmach zawsze zajadają się lodami gdy płaczą, więc postanowiłam robić tak samo. Zawsze gdy wylałam niepotrzebne łzy, jedliśmy razem lody, a ja się zwierzałam. Brakowało tylko...
-Pizza powinna zaraz być. - powiedział mój towarzysz z uśmiechem, gdy kobieta postawiła na stoliku wielki kubeł nieba w gębie i dwie duże łyżki. Nawet marka lodów się zgadzała.
-Pamiętałeś. - nie miałam zamiaru mówić tego na głos, to tak jakoś wyszło. Byłam po prostu poruszona. Minęło tylko czasu a on nadal pamiętał.
-Pamiętałem co? Że zawsze milczysz, by potem się wypłakać i dopiero wtedy możesz mówić? Że pijesz gorącą czekoladę z trzema piankami? Że kochasz lody waniliowe? Że podczas zwierzeń łączysz je z pizza z salami i sosem czosnkowym, bo uważasz, że pizza cię uszczęśliwia? Takich rzeczy się nie zapomina, słońce. - ścisnął mnie żartobliwie lekko za policzek. - Chociaż po raz setny muszę ci powiedzieć, że to połączenie na pewno nie jest dobre, a nawiasem jedząc w ten sposób w końcu przytyjesz.
-Zawsze to mówisz, a ja nigdy nie słucham. - zaśmiałam się i w tej samej chwili zabrzmiał dzwonek do drzwi.
Jack przeprosił mnie na chwilę, wstał i wyszedł - jak podejrzewam - by odebrać pizze. No i nie myliłam się. Po chwili gorący, pachnący placek z dodatkami leżał na stole obok nadal nie otworzonych lodów. Wujek oderwał wieko od pudełka i starannie porwał je na dwie części. Nigdy nie chciało mu się iść po talerze. Ponownie zaśmiałam się i oblałam kawałek, który podał mi na prowizorycznym naczyniu, sosem. Wzięłam pierwszego gryza i upadłam na oparcie kanapy mrucząc z zadowolenia. Usłyszałam śmiech Jacka, który właśnie otwierał lody. Wziął jedną łyżkę, położył kubeł na kanapie pomiędzy nami i ułożył się wygodnie zajadając to cudo.
-A więc.. słucham. - a więc nadeszła ta gorsza część.
Moje szczęście od razu zgasło, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Niepotrzebnie, bo on już wiedział. On zawsze wiedział. Ugryzłam kolejny kawałek nieba i wzięłam głęboki oddech.
-Najpierw musisz mi obiecać, że niezależnie od tego co powiem, nikt nie padnie trupem. - widziałam, że zdziwiła go ta prośba. Już oczekiwał najgorszego. I słusznie.
Wziął głęboki wdech już zanosząc się w wściekłości.
-Co i kto...
-Nie! Jeśli chcesz bym się zwierzyła musisz mi obiecać, że wysłuchasz mnie w spokoju do samego końca i nikogo nie zabijesz.- powiedziałam spokojnie patrząc na niego z uporem.
-To zależy od...
-Nie! - krzyknęłam znowu. - Obiecaj.
Dokładnie połowę kawałka mojej ulubionej pizzy zajęło Jackowi przemyślenie tego. Przygotowując się na łzy, wzięłam łyżkę i nabrałam lodów.
-Obiecuje.
A więc mogę zaczynać.
Opowiedziałam mu wszystko. Od gróźb, przez gwałt, kończąc na szantażu. Powiedziałam mu o tym jak Justin celował we mnie bronią, każąc wsiąść do auta. Jak stworzył nowe blizny na moich nadgarstkach. O traumie jaką przeżyłam i o strachu przed dotykiem. Jak upił mnie i wykorzystał. O nagraniu. O tym kim okazała się być Bonnie. O tym jak zrobił ze mnie swoją dziwkę. I na koniec o dzisiejszym treningu i o tym jak go spotkałam. W międzyczasie zniknęła połowa wanilli i cały zapas łez z mojego organizmu. Jack cały czas słuchał w skupieniu, tak jak prosiłam. Jego twarz była spokojna, tylko oczu błyszczały nienawiścią i okropnym gniewem. Jego lewa ręka od początku zaciśnięta była w pięść, tak mocno, że zbielały mu knykcie. Gdy skończyłam pierwsze co zrobiłam to złapałam ją i rozprostowałam palce, bojąc się, że tak długie napinanie mięśni nie jest zdrowie. Potem znowu spojrzałam w te przerażające oczy. Wtedy jakby się ocknął. Wstał jak oparzony i wsunął palce w włosy, ciągnąc za końce. Nerwowo chodził po pokoju raz po raz wydając z siebie dzikie warknięcie. Po chwili kumulowania negatywnej energii z strasznym rykiem uderzył pięścią w ścianę, przebijając ją. Przestraszyłam się. Moje oczy od razu otworzyły się do granic możliwości. Musiałam wyglądając jak przerażone dziecko. Bo tak się właśnie czułam. Wujek stał przez chwile bez ruchu, po czym wyjął ręce, otrzepał i odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie jakoś smutno. Podszedł do mnie i przytulił mnie. Miałam wrażenie jakby to on był tutaj ofiarą. W tym uścisku było tyle bólu.
-Obiecuje... że ten skurwiel pożałuje tego co zrobił. - wzdrygnęłam się lekko. Jego głos był niski, szorstki i przepełniony pragnieniem zemsty. Ale przecież nie tak to miało być.
Odsunęłam się od niego patrząc błagalnie  w jego twarz.
-Nie... Nie możesz zrobić mu krzywdy rozumiesz? - Jack spojrzał na mnie jak na szaleńca. - Nie chce niczyjej śmierci. Nawet jego. I tak boję się i boli mnie to, nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie chcę być powodem czyjejś śmierci, zrozumiano? - powiedział wyraźnie i powoli.
-Ale Jessie...
-Nie! - przerwałam mu po raz któryś tego wieczoru. - Jeśli skrzywdzisz go bez mojej zgody, znienawidzę cię rozumiesz? - w moich oczach były łzy, a po chwili w jego oczach także.
Trwało to parę sekund zanim zrezygnowany pokiwał lekko głową. Już miałam zabierać się za kolejny kawałek, już trochę wystygniętej, pizzy, kiedy blondyn złapał moją twarz w ręce.
-Ale pamiętaj. Jeśli kiedykolwiek zechcesz zemsty... wystarczy jedno słówko, a ten drań pożałuje, że się urodził. - powiedział dziwnie mrocznym tonem.
Teraz to ja pokiwałam głową. Nie był to tylko zbywalny gest. Nie mogłam sobie teraz obiecać, że nie skorzystam z tej oferty.

_________________________________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Jak myślicie co teraz się wydarzy? Czytajcie dalej a się dowiecie. 

CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE

4 komentarze:

  1. Świetny! Mam pytanie ile planujesz rozdziałów? Życzę dużo weny i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem jak chce skończyć, nie wiem ile dokładnie jeszcze rozdziałów zajmie mi dojście do tego :) jednak na pewno nie mało

      Usuń
  2. Rozdział GENIALNY ♥ Zyskałaś nową czytelniczke do kolekcjie

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Chciałabym zaprosić Cię serdecznie do siebie na moje opowiadanie o Justinie. Już jest 1 rozdział!
    OPIS: Cassie zmuszona jest przeprowadzić się wraz z rodzicami oraz rodzeństwem do Los Angeles, a wtedy wszystko się zmieni...
    Opowiadanie znajdziesz na:
    > BLOGU: http://jb-be-yourself.blogspot.com
    > WATTPADZIE: https://www.wattpad.com/story/87513216-jb-be-yourself
    Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń