Translate

piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 32 "All the aces"

Hope's POV

Obudziłam się gwałtownie, słysząc trzaskanie drzwiami. Leniwie podniosłam głowę z oparcia kanapy, by sprawdzić co wywołało ten dźwięk. Gdy zobaczyłam zdenerwowanego Jacka rozmawiającego przez telefon, przewróciłam oczami. Pewnie praca. Stwierdziłam, że nie uda mi się ponownie zasnąć, wiec rozciągnęłam zaspane mięśnie. Mimochodem zauważyłam, że byłam przykryta kocem, co wywołało na mojej twarzy lekki uśmiech. Przypomniałam sobie jak skończył się wczorajszy wieczór. Chciałam oglądać jakiś film, więc włączyliśmy cokolwiek i najwyraźniej zasnęliśmy w trakcie. Ziewnęłam i leniwym ruchem wstałam z mebla. Powoli skierowałam się w kierunku kuchni, gdzie był mężczyzna.
-... nie obchodzi mnie to, rozumiesz? Macie załatwić tą sprawę do końca tygodnia... - usłyszałam zdenerwowany głos, jeszcze zanim znalazłam się w pomieszczeniu.
Zmarszczyłam brwi ciekawa o co chodzi. Jednak.. to chyba nie moja sprawa, więc nie powinno mnie to interesować.
-Słuchaj. Nie jestem twoją kurwa pierdoloną niańką, by sprawdzać czy dobrze wykonujesz zadanie. Sam wymyśl rozwiązanie, za co ja ci niby płace? - warknął i odłożył telefon na blat, nad którym się pochylał.
-Coś się stało? - spytałam.
Jack odwrócił się w moją stronę wyraźnie zdziwiony moją obecnością. Oparł się plecami o marmur i przetarł twarz dłońmi.
-Nie. Jak dużo słyszałaś? - spojrzał na mnie podejrzliwie, przez co przez głowę przeszła mi myśl, że może jednak to była moja sprawa. Wraz z tym pomysłem przyszła straszna możliwość.
-Niewiele... ale to chyba nie ma związku z tą całą sprawą z Justinem? - starałam się ukryć mój strach.
-Spokojnie nie zabije chuja.. - powiedział rozbawiony, uśmiechając się przyjaźnie - Chyba, że będziesz tego chciała - dodał szybko. - Co prawda dodam mu trochę brudnej roboty. Może będę miał na tyle szczęścia, że ktoś inny postanowi uciszyć go na wieki. - wzruszył ramionami jakby wizja śmierci nie była niczym wielkim.
Pokiwałam tylko głową na znak, że zrozumiałam, no bo co innego mogłam zrobić? Podeszłam do wysepki kuchennej i zgarnęłam z talerza truskawkę. Ugryzłam ją bez większego przekonania, rozmyślając nad moją obecną sytuacją. Nie chciałam wracać do domu. Oznaczałoby to potrzebę pójścia do szkoły prędzej czy później, co równa się z możliwością spotkania Justina. Ale tutaj też nie mogę zostać. Znikając na jedną noc, zawsze mogę użyć wymówki "nocowałam u koleżanki", przy dłuższej nieobecności rodzice zaczęliby się martwić, a nie mogę tak po prostu powiedzieć im, że Jack jest w mieście. Są powody, dla których to ukrywa. Co więc mam zrobić? Westchnęłam głęboko. Czy mogę powiedzieć, że tęsknie za czasami gdy życie było prostsze, jeśli nigdy nie było usłane różami? Mimo wszystko jednak łatwiej było martwić się jedynie o to jak zakryć blizny na rękach. Przeczesałam palcami włosy i oparłam się na łokciach na blacie.
-Dlaczego nie powiesz moim rodzicom, że jesteś w Miami? - spytałam jedząc kolejną truskawkę.
-Nie chce mieszać rodziny w to wszystko. - odparł zdawkowo, ale czułam, że to nie cała prawda.
Może chciał być sam? Może tak mu było najwygodniej? W końcu, który szef gangu potrzebuje, by siostra z mężem przychodziła na kawkę w niedziele? I całe to ukrywanie prawdy to tylko dodatkowy problem do listy. Sama chętnie odizolowałabym się od bliskich, tylko po to, by nie musieć wiecznie udawać, że jakoś się trzymam. Ni stąd, ni zowąd spojrzałam na zegar na ścianie. 10 rano, już dawno powinnam być w szkole. Ale skoro opuściłam już parę lekcji, to chyba nic się nie stanie jak w ogóle się nie zjawie? Usiadłam na wysokim krześle, kiedy Jack zaproponował, że usmaży naleśniki na śniadanie. Zaczęłam z nudów przeglądać na telefonie instagrama i inne social media. Miło było popatrzeć jakie inni mają normalne życie, bez tych wszystkich dram. Nagle urządzenie zawibrowało cicho w mojej ręce, sygnalizując, że dostałam SMS-a. Przełknęłam głośno ślinę, gdy na ekranie pojawiło się imię "Justin".

Zauważyłem, że nie ma cię w szkole. Czyżbyś mnie unikała, skarbie? ;)

Moje ręce zaczęły delikatnie się trząść, a serce przyśpieszyło. Nie wiedziałam co odpisać, nie wiedziałam, czy w ogóle to zrobić. Mimochodem spojrzałam na wujka, który nucił pod nosem jakąś melodyjkę, przewracając placka na patelni. Naszedł mnie pewien pomysł.

Zajęło mnie spotkanie z dawno niewidzianym członkiem rodziny.

Cierpliwie czekałam na odpowiedź. No dobra może trochę kłamie. Moja noga nerwowo podskakiwała i nie byłam w stanie nad nią zapanować. Na szczęście ekran zaświecił zanim zdążyłam nabawić się nerwicy.

Chyba nie jesteś tak głupia, by bawić się w kabla.

Byłbyś hipokrytą, uważając zemstę za coś negatywnego.

Ze stresu podgryzałam paznokieć od kciuka lewej dłoni.

Piśnij chociaż słówko, a pożałujesz.

Niby jak? Wiesz, muszę znać za i przeciw zanim opowiem Jackowi jak podle potraktowałeś jego ukochaną siostrzenice. 

"Niby jak?" Co za głupie pytanie. Mogłabym wymienić całą listę rzeczy, które mógłby mi zrobić, a on pewnie ma jeszcze więcej pomysłów.

Mam ci przypomnieć o bardzo ciekawych materiałach znajdujących się na moim telefonie? Czy może zapomniałaś o istnieniu czegoś takiego jak internet?

Jestem pewna, że wujek ma paru szpeców od technologii, którzy bez problemu pozbędą się tego w parę sekund. 

Po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z istnienia takiej możliwości. Jack zarządza masą gangów, na pewno ma w drużynie paru hakerów. Jestem pewna, że byliby nawet w stanie włamać się do telefonu Justina i wykasować to wszystko. Z każdą chwilą zaczęłam czuć coraz większą przewagę. Miałam wrażenie, że mam go w garści. I wystarczyło jedno zdanie skierowane do osoby znajdującej się w tym samym pomieszczeniu, by wszystkie moje problemy zniknęły. Czy byłabym jednak w stanie przeżyć fakt, że przyczyniłam się do zabójstwa?

Nie ośmielisz się mu wszystkiego powiedzieć.

Zakład?

Na mojej twarzy pojawił się zuchwały uśmieszek. Niemal widziałam jak bardzo zły i przerażony jest teraz chłopak. Jak nerwowo szuka rozwiązań, jak zdaje sobie powoli sprawę z powagi sytuacji i niebezpieczeństwa jakie mu grozi. Jak uświadamia sobie, że jego mała ofiara jednym zdaniem może zakończyć jego żywot. I wtedy mimo wszystko moje serce stanęło na chwile, bo ekran pokazał, że Bieber do mnie dzwoni.
-Gdzie tu jest toaleta? - spytałam szybko, nie odrywając wzroku od ekranu.
-Korytarzem, drugie drzwi po lewej. - powiedział Jack, nawet na mnie nie patrząc, zbyt zajęty by nie spalić śniadania.
W pomieszczeniu wyłożonym białymi kafelkami znalazłam się w parę sekund. Szybko zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o zimną ścianę, drżącym kciukiem przesuwając po zielonej słuchawce. Przyłożyłam telefon do ucha.
-Nawet ty nie jesteś tak głupia, mała. - usłyszałam znienawidzony głos.
Teraz był jednak inny niż zazwyczaj. Słyszałam jak z całych sił starał się brzmieć na wyluzowanego i pewnego siebie, maskując przerażenie i przyśpieszone tętno. Odzyskałam odwagę i zuchwałość. Miałam kontrolę.
-Głupia byłabym nie korzystając z okazji. - odparłam pewnie, bez jednego zająknięcia, bez krzty strachu. Aż poczułam dumę z moich strun głosowych.
-Wystarczy jedno kliknięcie, a wszyscy, których znasz dostaną filmik jak jęczysz bym pieprzył cię mocniej.
-Wystarczy jedno zdanie, a wylądujesz w czarnym worku z kulką w czaszce. - niemal usłyszałam jak wciągnął powietrze. - O ile oczywiście Jack będzie tak łaskawy, by zabić cię tak szybko.
-Nie jesteś taka. Nie chcesz być odpowiedzialna za czyjaś śmierć, nawet jeśli chodzi o mnie. - w jego głosie słyszałam nadzieje. Przy ostatnich słowach nie wierzył w to co mówi. To było ukryte błaganie, próba przekonania mnie bym tego nie robiła. W moich żyłach popłynęła czysta adrenalina.
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym zobaczyć pusty wyraz twojej twarzy, gdy leżałbyś skamieniały na ziemi. - mój głos był pusty. Bez uczuć, bez emocji, bez tonu. Sama przestraszyłam się jego brzmienia. Chociaż chyba bardziej bałam się tego, że mówiłam prawdę. To straszne, ale naprawdę chciałam by tak się stało. Chciałam widzieć, jak sprawca mojego bólu i łez zniknął.
-I nie boisz się konsekwencji? - brzmiał jakby właśnie wpadł na jakiś pomysł, jakby właśnie złapał się jakieś lichej deski ratunku.
-A są jakieś? - zaśmiałam się wdzięcznie. -Co będziesz wstanie mi zrobić martwy?
Usłyszałam dzwonek i mnożące się rozmowy ludzi, a potem jakby ucichły i zabrzmiał dźwięk zamykanych drzwi.
-Powinnaś raczej zapytać co jestem w stanie zrobić wciąż żywy. - znowu brzmiał mrocznie i tajemniczo, jak zawsze gdy groził. Był pewny siebie. Nie podobało mi się to. Mimo wszystko jednak wciąż stałam na pewnym gruncie. Wciąż byłam pewna, że to ja rozdaje karty.
-O czym ty mówisz Bieber.
-Skoro chcesz się zakładać, to może sprawdzimy, kto pierwszy dotrze do twojego domu? - to zdanie na chwile zabrało mi kolor z twarzy.
Margaret. Rihanna. Nie.
-Naprawdę chcesz ważyć sobie więcej piwa? To nie mądre. - próbowałam by mój głos brzmiał tak samo jak przedtem, ale szczerze nie byłam na tyle skupiona by słuchać jak mi poszło.
-Skoro i tak umrę w męczarniach mogę jeszcze zadać tobie trochę bólu. - słyszałam ten podły uśmiech na jego ustach. - To jak? Mam odpalać silnik?
Nie wiem skąd mi się to wzięło, ale nagle w żyłach popłynęła mi czysta złość. Gniew rozgrzał mnie do czerwoności. Twarz wygięła się w grymasie. Jak on śmie mi grozić? Jak nawet w takiej chwili może być tak pewny siebie? Jak może sądzić, że nie zadecyduje o jego zgonie? Jak może sądzić, że jestem słaba? Nie pozwolę na to. Nie pozwolę by po raz kolejny wygrał. Zakończę to. Cały mój mózg wypełnił się pragnieniem, by zabrać mu ostatni oddech. Chciałam by umarł. Pieprzyć poczucie winy jakie potem nastąpi.
-Wszystko ok? - usłyszałam głos Jacka zza drzwi.
Skierowałam swój wzrok w tamtym kierunku. Przypomniałam sobie ogień w oczach mężczyzny wczorajszego wieczoru, gdy opowiedziałam mu co chuj po drugiej stronie słuchawki mi zrobił. Chcesz się bawić Justin? No to się zabawimy.
-Ścigamy się, Bieber.

***

-Halo? - znajomy męski głos odebrał po trzecim cholernym sygnale.
-Damon, dzięki Bogu. Jest z tobą Rihanna? - spytałam z lekką ulgą, jestem wciąż ogromnym niepokojem.
-Nie. Jessie, coś się stało? - w jego głosie słychać było troskę.
-Jedź do niej. Szybko. O nic nie pytaj, po prostu jedź. - wydałam rozkaz i po sekundzie usłyszałam charakterystyczny dźwięk kończenia rozmowy, co oznaczało, że chłopak mnie posłuchał.
Wcześniej miałam nadzieje, że może Rih nie ma w domu, jednak przypomniało mi się, jak mówiła, że ma zamiar zrobić sobie parę dni wolnego. To dla niej typowe, nigdy nie przykładała dużej wagi do nauki i szkoły. Tym razem niestety lenistwo może zadecydować o jej życiu. Jack pędził prawie 200 na godzinę, a ja już po raz trzeci nie mogłam dodzwonić się do siostry, jednak bez skutku. Przeklęłam w myślach więcej w ciągu tych paru minut niż w całym roku.
-Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? - spytał kierowca, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
-Jak to? On chce zabić członka mojej rodziny! To nie może ujść mu płazem. - warknęłam.
Jeszcze w jego rezydencji sam płonął z gniewu, a teraz się pyta czy jestem pewna, że chce śmierci tego skurwysyna? Jestem bardziej niż zdecydowana.
-I nie ujdzie. Po prostu jeszcze wczoraj nie chciałaś być taka jak on, nie chciałaś być odpowiedzialna za czyjąś śmierć, bla bla bla. A teraz zmieniłaś zdanie? Ja po prostu nie chcę byś tego żałowała, Jess. - powiedział spokojnie, choć wiedziałam, że wcale nie stara się mnie przekonać do tego co mówi. Chciał go zabić. Nie chciał tylko bym cierpiała.
-Nie będę. Nie można zadzierać z Blackami i wyjść z tego cało. Nie tym razem. - uniosłam dumnie głowę patrząc na drogę przede mną.

***

Z piskiem opon zaparkowaliśmy na podjeździe mojego domu. W tym samym czasie odpięliśmy pasy i sięgnęliśmy po klamki od drzwi, jednak zanim zdążyłam pociągnąć za swoją Jack mnie zatrzymał.
-Zostajesz w samochodzie. - rzucił szybko i wyszedł.
-Co? - krzyknęłam i otworzyłam swoje drzwiczki.
-Powiedziałem, że zostajesz. - warknął. - Nie pozwolę ci patrzeć na to co teraz nastąpi. - powiedział już nieco łagodniej, nie chcąc przestraszyć mnie groźnym tonem i nie oczekując sprzeciwu, ruszył ku drzwiom wejściowym, które były uchylone.
Z drżącym sercem posłuchałam go, wiedząc, że moja niesubordynacja tylko by go opóźniła. Oparłam się sfrustrowana o fotel i kątem oka zauważyłam auto Justina zaparkowane niedbale przed garażem. Znowu zapłonęłam nienawiścią i gniewem. Pieprzyć to! Chcę przy tym być.
Pewnym ruchem wstałam i trzasnęłam drzwiami od auta, zamykając je, po czym dumnie ruszyłam do budynku. Gdy znalazłam się w środku cała moja odwaga nagle znikła. Rihanna siedziała skulona pod ścianą, przez palce oglądając przebieg zdarzeń, pistolet leżał nieopodal niej, Zapewne został wytrącony z rąk Biebera. A skoro o nim mowa, leżał na podłodze i otrzymywał coraz to kolejne kopniaki od blondyna. Nie wiem dlaczego, ale widząc go takiego bezbronnego, jęczącego z bólu, zaplamionego krwią, przeminęła cała złość. Jack miał rację. Nie chciałam i nie mogłam na to patrzeć. Black podniósł chłopaka, trzymając go za szyje i przygwoździł do ściany. Justin próbował jeszcze jakoś rozluźnić rękami uścisk blokujący mu dopływ powietrza.
-Dalej, zabij mnie. - wykrztusił.
I wtedy wśród warknięć wujka, płaczu Rihanny  i jęków Biebera coś we mnie pękło. Jakbym przez chwile nie słyszała już nic, tylko własny krzyk.
-Nie!
Oczy wszystkich skierowały się na mnie. A ja? A ja nie wiedziałam co się dzieje. Byłam otumaniona przez zapach krwi i powagę obrazów, które właśnie widziałam. Miałam w głowie totalną pustkę, ale jedno wiedziałam na pewno. Rzeczywiście nie chciałam by umierał przeze mnie. Nie chciałam być tego powodem.
-Puść go. - powiedziałam półgłosem, jednak w tej totalnej ciszy jaka nastała, byłam dobrze słyszana.
Jack spojrzał na mnie zdziwiony, jednak to z ust młodszego chłopaka wydobyło się ciche "co?". Nie rozumiał. Sama nie rozumiałam. Za to Black rozumiał doskonale. Ci prawda nie był zadowolony, jednak puścił blondyna, cały czas patrząc na niego z pogardą. Ledwo ten zdążył porządnie nabrać powietrza, znów został przyparty do ściany, tym razem trzymany za kołnierzyk.
-Tym razem ci daruje, ale tknij kogoś z mojej rodziny jeszcze raz, a będziesz umierał w takich męczarniach, że piekło będzie dla ciebie rajem. Rozumiesz? - gdy otrzymał odpowiedź w postaci kiwnięcia głową, puścił chłopaka, a ten powolnym krokiem zaczął kierować się w moją stronę. Nie chwila.. nie moją tylko drzwi.
Gdy mijał mnie w przejściu nasze spojrzenia skrzyżowały się na moment. Nie potrafiłam rozszyfrować co widzę w jego oczach. Wydawało mi się, jakby sam tego nie wiedział. Po chwili Bieber zniknął wraz z brzmieniem silnika, ale gdy tylko jego samochód zniknął, miejsce zajął pojazd Damona. Szybko wybiegł z auta i w mgnieniu oka znalazł się obok mojej siostry. Złapał ją w ramiona a ta schowała głowę w jego barku.
Przyjrzałam się całej scenie jeszcze raz, a potem spojrzałam na zdyszanego przez bójkę Jacka, nie wierząc w to co się właśnie wydarzyło.

***

Po tak długim dniu marzyłam tylko o porządnym śnie. Mimo dzisiejszej nieobecności w szkole, postanowiłam nie odwiedzić jej również jutro. Nie byłabym w stanie po tym co się dzisiaj stało. Jack wrócił do siebie, by przypadkiem nie natknąć się na moich rodziców, a Damon został, bo uparł się, że teraz nie opuści Rihanny choćby na krok. Ta swoją drogą opowiedziała mi co się działo zanim przyjechaliśmy. Mówiła, że Bieber miał szaleństwo w oczach. Sam nie wiedział co robi, była tak przerażony wizją śmierci, że bał się nawet zadać ją komuś innemu. Tylko dzięki jego zawahaniu zdążyliśmy uratować Rih na czas.
Przetarłam twarz dłońmi, wkładając nogi pod kołdrę. Upewniłam się, że wyłączyłam budzik, kiedy nagle telefon zasygnalizował, że ktoś do mnie dzwoni. Justin?
-Dlaczego? - było to pierwsze słowo jakie usłyszałam po odebraniu.
-Chyba nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego nie pozwoliłaś mu mnie zabić. - nastała chwila ciszy.Dlaczego? Bo sama nie znałam odpowiedzi. - Czy to jakaś część twojej gry? Chcesz mnie wykończyć psychicznie? Chcesz bym żył w cholernej niepewności, wiedząc, że w każdej chwili może nadejść mój koniec? Tego chcesz?! - wrzasnął.
-Nie. - odpowiedziałam półgłosem. - Nie wiem dlaczego. Może po prostu nie jestem tobą. Może dla mnie po prostu życie ma jakąś wartość. Nawet twoje. - mój głos był spokojny, nie potrafię wytłumaczyć czemu.
-Czyli co? To tyle? Udowodniłaś jedynie, że miałem rację i że mogę robić co mi się żywnie podoba, bo i tak nie będziesz w stanie dać mnie zabić. - nie wiem czy w jego głosie była maskowana niepewność czy sztuczna zuchwałość.
-Może masz racje. Może nie potrafię pozwolić byś zginął z mojej winy. Jednak Jack nie jest moją marionetką. Nie pociągam za jego sznurki. Rzeczywiście oszczędził cię, bo go poprosiłam, ale wiedz jedno. Wczoraj opowiedziałam mu wszystko i płonął takim gniewem, że musiałam błagać by cię nie zabił. On chce to zrobić, od momentu gdy dowiedział się, że ranisz jego oczko w głowie. I nie czeka na pozwolenie, wie, że go nie uzyska. Jedyne na co czeka, to aż coś przeleje miarę. I wystarczy jeszcze jeden cholerny zły krok zrobiony przez ciebie, a nie będę już w stanie go powstrzymać. Nie jesteś bezkarny Bieber. Po prostu masz szczęście, że nie jestem tak bezduszna jak powinnam i uratowałam ci dupę. Tym razem. - nie czekałam na odpowiedź, po prostu się rozłączyłam ze świadomością, że zostawiłam go z mętlikiem w głowie.
I dobrze. Skoro ja bije się z myślami on też może. Teraz byłam już jednak zbyt zmęczona, by myśleć, więc zamknęłam gdy tylko zamknęłam oczy. Ostatnią moją myślą było, że jestem w pewien sposób dumna, że doprowadziłam go do tak okropnego stanu psychicznego.
Może to złe, ale.. to fajne uczucie rozdawać karty, ze świadomością, że ma się wszystkie asy.


____________________________________________________________________
O jak się podoba? Napiszcie w komentarzach.

CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE

niedziela, 28 sierpnia 2016

Rozdział 31 "Chocolate, pizza and vanilla ice cream"

Stąpając niepewnie z nogi na nogę, po raz setny spojrzałam na zegarek na nadgarstku.
16:57.
Stałam przed drzwiami siedziby The Kings i nie byłam pewna czy zadzwonić do drzwi, czy zwiać stąd póki mogę. Rihanna, która podwiozła mnie tutaj, odjechała już 5 min temu, więc teoretycznie nie miałam już odwrotu. Zwłaszcza, że przejęta wymyślaniem czarnych scenariuszy nie zwracałam uwagi na drogę i nie jestem pewna czy umiałabym sama wrócić. Wzięłam kolejny głęboki oddech, próbując się uspokoić. Przecież Damon tam jest, prawda? Nie pozwoli by coś mi się stało.
Pocieszona tą myślą, uniosłam rękę do dzwonka, jednak zatrzymałam ją milimetry od niego.
A co jeśli Justin otworzy?
Moje oczy otworzyły się szerzej, a serce przyśpieszyło uderzenia. Od razu cofnęłam rękę i nie wiadomo z jakiego powodu, znowu sprawdziłam godzinę. 17:00. Westchnęłam.
Nie widząc innego wyjścia wybrałam numer do Damona. Odczekałam parę sekund, aż odebrał po trzecim sygnale.
-Co jest młoda?
-Mógłbyś...-tak żałosne i bezsensowne zdanie po prostu nie chciało przejść mi przez gardło. Mózg nie pozwalał na takie ośmieszenie.- Bo ja.... - i znowu nic. Wzięłam głęboki oddech, jednocześnie wywracając  oczy na własną głupotę. - Mógłbyś mi otworzyć?
-Spokojnie, Justina nie ma w domu. - odpowiedział rozbawiony po chwili ciszy.
Poczułam się jakby jakiś wielki ciężar spadł z mojej klatki piersiowej. Opuściły mnie wszelkie resztki niepewności i mogłam wreszcie normalnie zadzwonić do drzwi. Uśmiechnęłam się lekko, chowając telefon do kieszeni dresów. Splotłam ze sobą palce za plecami cierpliwie czekając, aż ktoś otworzy. Nie trwało to długo zanim usłyszałam kroki i zobaczyłam sylwetkę Louisa na miejscu drewnianej powłoki.
-Jessica? - wyglądał na bardzo zdziwionego. Nie dziwię mu się. Justin musiał mówić coś o mnie albo o swoich planach - są przyjaciółmi.
-Hej, ja do Damona. - to zdanie przypominało mi jak w dzieciństwie przychodziłam do koleżanek i wypowiadałam je za każdym razem do ich mam. Lou nadal dziwnie się na mnie patrzył, co po chwili nasunęło pewną przerażającą myśl. A co jeśli on widział to nagranie? Z całych sił próbowałam się ukryć jak bardzo ta możliwość mną wstrząsnęła  i utrzymać miły uśmiech na twarzy.
-Um, wejdź. - powiedział w końcu, jakby ocknął się z jakiegoś transu i przepuścił mnie w drzwiach, by potem zamknąć je za mną.
Zapewne miał zamiar wołać Salvatore, ale ten już zbiegał po schodach z szerokim uśmiechem i zdawkowym powitaniem skierowanym w moją stronę. Rzucił "chodź" i zaczął iść wgłąb domu, a ja niczym zahipnotyzowana szłam za nim, wlepiając oczy w jego plecy. Nadal czułam na sobie wzrok Tomlinsona, co sprawiło, że kurczowo zacisnęłam palce na pasku torby.
Dotarliśmy do dużego pomieszczenia. Było jasne, bez żadnych ozdób na ścianach. No bo po co komu ozdoby w pokoju do treningu? Na pierwszy rzut oka wyglądało to trochę jak siłownia. Bieżnia, motylek, ławki i parę innych sprzętów, których nazw nie znałam. To co przykuwało uwagę to duży ring na środku pomieszczenia. Moje źrenice podwoiły swoją średnice gdy go zobaczyłam. To tam będziemy ćwiczyć?
Spojrzałam na Damona, który rozciągał się krótko kręcąc głową i wymachując rękami, więc postanowiłam zrobić to samo. Odłożyłam torbę na ziemię i przyciągnęłam wyprostowaną lewą rękę do klatki piersiowej dociskając ją drugą. To samo powtórzyłam w przypadku prawej ręki. Następnie stanęłam w rozkroku i schyliłam się tak, że dotykałam podłogi najpierw przedramionami, a potem głową.
-Wow - usłyszałam, więc wyprostowałam się. - giętka jesteś. - uśmiechnęłam się lekko.
-Lubię się rozciągać. - wzruszyłam ramionami i splotłam palce za plecami, by wyciągnąć je potem jak najwyżej do góry.
-Ok, gotowa? - spytał Damon, zakładając na ręce te dziwne rękawice, w które uderzają na filmach.
Kiwnęłam głową na tak i jeszcze szybko pomachałam głową w różne strony, zanim poszłam za nim na ring.
Stojąc przed nim potrząsnęłam rękami nie będąc pewna co dokładnie mam robić. Chłopak stał już w pozycji, wyraźnie czekając aż wykonam ruch. Nie był przyzwyczajony do nowicjuszy. To oczywiste. Nawet jeśli jakimś trafem szkolił innych z gangu albo po prostu kogokolwiek, chłopcy na pewno bardziej umieją się bić niż ja. Oczywiście w swojej przeszłości miałam parę bójek, ale dziewczęce bitwy wyglądają całkiem inaczej. Złapać za włosy, podrapać, spoliczkować.... nie bijemy się na pięści.
Damon chyba zdążył już zrozumieć, że moje doświadczenie jest znikome i nie oglądam walk MMA, bo wyprostował się i zagryzł wnętrze policzka jakby się nad czymś zastanawiał. Ja nadal stałam w miejscu, czując się już trochę niezręcznie.
-Myślałem, że masz już jakieś wstęp do tego... - powiedział po chwili. - Znaczy wiesz... Rihanna mówiła, że była kiedyś z ciebie niezła łobziara. - uśmiechnął się zadziornie.
-Tsa... miałam parę bójek, ale wiesz dziewczyny robią to trochę inaczej. To nie jest tak jak w filmach. - wywróciłam oczami, gdy stanęła mi przed nimi scena lasek w bikini bijących się pięściami i kopiących po brzuchach.
-Ok więc zaczniemy od podstaw. Postawa. - ugięłam lekko nogi i ustawiłam ręce jak na filmach. Damon podszedł do mnie, uważnie mi się przyglądając. - Trzymaj ręce mocniej. Musisz być w każdej chwili gotowa do zamachu. - dał mi instrukcję, które po sekundzie wykonałam. - Ok dobrze. - stanął na swoim poprzednim miejscu i wystawił przed siebie ręce, stając w podobnej pozycji co ja. - Teraz uderz. - wykonałam mocny zamach prawą ręką, uderzając w twardą powierzchnię. Trochę zabolało. - Mocniej, ledwo to poczułem. - zaśmiał się, a ja ponowiłam ruch, starając się zrobić to lepiej. - Bijesz jak baba. - chłopak dalej się śmiał, co zaczynało mnie denerwować. Jestem babą, jak mam niby bić? Pod wpływem irytacji nabrałam odrobinę siły. - No dalej, tylko na tyle cię stać? - zakpił. Nie wiem czy wspominałam, ale bardzo tego nie lubię. Mocno zdenerwowana uderzyłam z całą siłą, wydając z siebie stęknięcie. - No, o to chodziło! - zawołał z triumfalnym uśmiechem, co sprawiło że odwzajemniłam ten gest. - Jeszcze raz, tym razem parę uderzeń. - powiedział, a ja od razu zmieniłam wyraz twarzy na skupiony.
No to jedziemy.
***
-Wyglądasz na zmęczoną.. może mała przerwa? - zaproponował Damon na co pokiwałam głowa z ulgą. Zaraz padnę.
Nie wiem jak długo ćwiczyliśmy, ale jak dla mnie trochę za długo. Potrzebowałam oddechu. Zeszłam z ringu i podeszłam do swojej torby, wyciągając z niej butelkę wody. Otarłam pot z czoła i pociągnęłam kilka łyków.
Ten trening był trudniejszy niż się spodziewałam. Mimo to, bardzo mi się podobało. Czułam dumę, bo w ciągu - jak się okazało - godziny zdołałam w miarę opanować parę uderzeń i kopniaków oraz poprawić ich szybkość i jakość. Poćwiczyliśmy też przez chwile uniki, by sprawdzić mój refleks.
Wygięłam plecy i głowę do tyłu, rozciągając zmęczone mięśnie.
-Powiem ci młoda, że radzisz sobie lepiej niż przypuszczałem. Szybko się uczysz. - skinął do mnie z aprobatą.
-Mam dobrego nauczyciela - uśmiechnęłam się, a on się zaśmiał.
-Woah, gołąbeczki. Co tu się dzieje? - na dźwięk tego głosu cała znieruchomiałam.
Spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. Justin stał oparty o framugę drzwi uśmiechając się zadziornie. Widział strach w moich oczach, a ja widziałam, że to go cieszy. A jednak spotkałam go. Moje obawy okazały się prawdą. Nie mogłam swobodnie oddychać, co dodatkowo przypomniało mi o zmęczeniu. Zrobiło mi się niedobrze i czułam, że zaraz zemdleję.
-Czego chcesz Bieber? - spytał Damon obojętnym głosem. Nie zauważył w jakim jestem stanie,
-Wpadłem poćwiczyć, ale jak widzę sala jest zajęta. - ten obrzydliwy uśmiech nie schodził z jego twarzy ani na chwilę. W normalnych okolicznościach uznałabym go za seksowny, jednak w ostatnich chwilach widzę go w najgorszych chwilach w moim życiu. Przypadek? - I ciekawi mnie co wy tu robicie, razem, zmęczeni... - dodał kpiącym tonem.
-Jeśli przyszedłeś gadać głupoty, po prostu idź. - westchnął Salvatore.
Justin uniósł ręce w geście poddania i powili opuścił pomieszczenie. Zanim jednak zniknął za rogiem, posłał mi przez ramię spojrzenie. Nie zwykłe... coś w wyrazie jego oczu sprawiło, że cała zaczęłam się trząść. Miałam ochotę płakać. To niemożliwe co ten człowiek ze mną robi.
-Czasami jest niewiarygo... Jess wszystko w porządku? - spojrzał na mnie, a jego głos stał się zaniepokojony. - Co się stało? - spytał podchodząc do mnie.
Nie byłam w stanie tego znieść. Przed oczami mignęły mi obrazy z wczorajszej katastrofy ze szkoły i  oczy zaszkliły się. Nie mogę teraz tu być. Nie w jego pobliżu.
-J-ja .... ja muszę już iść, przepraszam.  - rzuciłam na odchodne i wybiegłam z sali.
Nie patrząc na nic i na nikogo - na wypadek gdybym miała zobaczyć jego - opuściłam budynek. Drżącymi rękami wyjęłam telefon z torby, jednocześnie szybkim krokiem oddalając się od siedziby The Kings. Od niego. Nie patrząc pod nogi, weszłam w kontakty i wybrałam odpowiedni numer, przykładając urządzenie do ucha.
-Black. Mów. - usłyszałam po trzecim sygnale. Jego głos był dziwny.. nie taki jakim odzywał się do mnie kiedyś. Był szorstki, nieprzyjemny.
-Cz-cześć Jack. - tak mówię do wujka po imieniu. Jak już wspominałam byliśmy ze sobą bardzo blisko, więc nie jest to dla mnie niczym dziwnym. Był moim najlepszym przyjacielem.
-Jessie. - jego ton od razu złagodniał.  - Co się stało, słońce?
-Mógłbyś po mnie przyjechać? - z całych sił starałam się powstrzymać łzy, które próbowały wydostać się na zewnątrz.
-Gdzie jesteś? Zaraz tam będę. - powiedział szybko i mogłam usłyszeć jak wstaje i porusza się po pomieszczeniu.
Uśmiechnęłam się lekko.
***
Przez chwilę jechaliśmy w ciszy. Jack dobrze wiedział, że jeśli będę gotowa coś powiedzieć, zrobię to. Moja głowa oparta była o szybę, spoglądałam na widoki, które mijaliśmy. Co jakiś czas widziałam w odbiciu, że wujek spogląda na mnie zaniepokojony. Długo milczę.
Zajechaliśmy pod jego dom, siedzibę, czy cokolwiek. Wysiadłam z auta, obejmując się ramionami. Nie dlatego, że było mi zimno. Tak naprawdę nie wiem do końca dlaczego. Tak jakbym dzięki temu czuła się bezpieczniej. Weszliśmy do środka i usiedliśmy na kanapie w swego rodzaju salonie. Prawie od razu podeszła do nas pani w podeszłym wieku pytając czy chcemy coś do picia. Jack poprosił o czarną kawę dla siebie, a dla mnie gorącą czekoladę z trzema piankami.
Pamiętał.
Między nami nadal była cisza. On cierpliwie czekał, ja wciąż bałam się powiedzieć całej prawdy. Jeśli to zrobię, on bez najmniejszych skrupułów zabije Justina. Nienawidzę go, ale nie chce być przyczyną niczyjej śmierci. Nie umiałabym spojrzeć w lustro gdybym to zrobiła. Więc siedziałam cicho pełna niepewności, szukając sposobu w jaki to wszystko powiedzieć. Po kilku minutach gosposia wróciła i postawiła przed nami filiżanki. Jack od razy pociągnął łyk ze swojej. Uwielbiał czarną. Zawsze śmiałam się z niego, że moje to przełoży się na kobiety, a on cytował jakiś cytat Drake czy kogoś opowiadający o dużych tyłkach, albo czarnych laskach. To wspomnienie wywołało u mnie leki uśmiech. Wtedy wszystko było łatwiejsze. Nie łatwe.. ale łatwiejsze.
-Ok. Wiem, że nie lubisz jak się ciebie pośpiesza, ale strasznie długo milczysz i trochę się już o ciebie boję i...- nie zdołał dokończyć bo w przypływie emocji rzuciłam się mu na szyje z płaczem.
Nie byłam w stanie dłużej trzymać tego w sobie. Wybuchłam. A ze mną cały ból. Wujek objął mnie mocno i zaczął uspokajająco głaskać po włosach. A ja wyrzucałam z siebie wszystko. Tak jak kiedyś, tak jak zawsze. Nigdy nie szeptał "Shhh, wszystko będzie dobrze", bo sam wiedział, że to tylko puste słowa. Nikt nie był w stanie tego zapewnić. Nikt nie zna przyszłości. Więc po prostu milczał i pozwalał mi wylać może łez na jego koszulkę. Kiedyś pozostawiałam na niej duże ślady kredki, cieni i tuszu. Teraz nie miałam na sobie nic, nastawiona na trening. Nie wiem ile tak trwaliśmy. Może pięć minut, może piętnaście. Żadnego z nas to nie obchodziło. Jedyne co było ważne, to to, że czekolada i kawa nadal były ciepłe. Odkleiłam się od Jacka i upiłam kilka łyków słodkiego płynu, oblizując wargi ze smakiem. Pychotka. On zaśmiał się i zawołał gosposię. Gdy ta przyszła kazał jej przynieść lody waniliowe. To tak jakby tradycja. Kocham ten smak, a w filmach zawsze zajadają się lodami gdy płaczą, więc postanowiłam robić tak samo. Zawsze gdy wylałam niepotrzebne łzy, jedliśmy razem lody, a ja się zwierzałam. Brakowało tylko...
-Pizza powinna zaraz być. - powiedział mój towarzysz z uśmiechem, gdy kobieta postawiła na stoliku wielki kubeł nieba w gębie i dwie duże łyżki. Nawet marka lodów się zgadzała.
-Pamiętałeś. - nie miałam zamiaru mówić tego na głos, to tak jakoś wyszło. Byłam po prostu poruszona. Minęło tylko czasu a on nadal pamiętał.
-Pamiętałem co? Że zawsze milczysz, by potem się wypłakać i dopiero wtedy możesz mówić? Że pijesz gorącą czekoladę z trzema piankami? Że kochasz lody waniliowe? Że podczas zwierzeń łączysz je z pizza z salami i sosem czosnkowym, bo uważasz, że pizza cię uszczęśliwia? Takich rzeczy się nie zapomina, słońce. - ścisnął mnie żartobliwie lekko za policzek. - Chociaż po raz setny muszę ci powiedzieć, że to połączenie na pewno nie jest dobre, a nawiasem jedząc w ten sposób w końcu przytyjesz.
-Zawsze to mówisz, a ja nigdy nie słucham. - zaśmiałam się i w tej samej chwili zabrzmiał dzwonek do drzwi.
Jack przeprosił mnie na chwilę, wstał i wyszedł - jak podejrzewam - by odebrać pizze. No i nie myliłam się. Po chwili gorący, pachnący placek z dodatkami leżał na stole obok nadal nie otworzonych lodów. Wujek oderwał wieko od pudełka i starannie porwał je na dwie części. Nigdy nie chciało mu się iść po talerze. Ponownie zaśmiałam się i oblałam kawałek, który podał mi na prowizorycznym naczyniu, sosem. Wzięłam pierwszego gryza i upadłam na oparcie kanapy mrucząc z zadowolenia. Usłyszałam śmiech Jacka, który właśnie otwierał lody. Wziął jedną łyżkę, położył kubeł na kanapie pomiędzy nami i ułożył się wygodnie zajadając to cudo.
-A więc.. słucham. - a więc nadeszła ta gorsza część.
Moje szczęście od razu zgasło, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Niepotrzebnie, bo on już wiedział. On zawsze wiedział. Ugryzłam kolejny kawałek nieba i wzięłam głęboki oddech.
-Najpierw musisz mi obiecać, że niezależnie od tego co powiem, nikt nie padnie trupem. - widziałam, że zdziwiła go ta prośba. Już oczekiwał najgorszego. I słusznie.
Wziął głęboki wdech już zanosząc się w wściekłości.
-Co i kto...
-Nie! Jeśli chcesz bym się zwierzyła musisz mi obiecać, że wysłuchasz mnie w spokoju do samego końca i nikogo nie zabijesz.- powiedziałam spokojnie patrząc na niego z uporem.
-To zależy od...
-Nie! - krzyknęłam znowu. - Obiecaj.
Dokładnie połowę kawałka mojej ulubionej pizzy zajęło Jackowi przemyślenie tego. Przygotowując się na łzy, wzięłam łyżkę i nabrałam lodów.
-Obiecuje.
A więc mogę zaczynać.
Opowiedziałam mu wszystko. Od gróźb, przez gwałt, kończąc na szantażu. Powiedziałam mu o tym jak Justin celował we mnie bronią, każąc wsiąść do auta. Jak stworzył nowe blizny na moich nadgarstkach. O traumie jaką przeżyłam i o strachu przed dotykiem. Jak upił mnie i wykorzystał. O nagraniu. O tym kim okazała się być Bonnie. O tym jak zrobił ze mnie swoją dziwkę. I na koniec o dzisiejszym treningu i o tym jak go spotkałam. W międzyczasie zniknęła połowa wanilli i cały zapas łez z mojego organizmu. Jack cały czas słuchał w skupieniu, tak jak prosiłam. Jego twarz była spokojna, tylko oczu błyszczały nienawiścią i okropnym gniewem. Jego lewa ręka od początku zaciśnięta była w pięść, tak mocno, że zbielały mu knykcie. Gdy skończyłam pierwsze co zrobiłam to złapałam ją i rozprostowałam palce, bojąc się, że tak długie napinanie mięśni nie jest zdrowie. Potem znowu spojrzałam w te przerażające oczy. Wtedy jakby się ocknął. Wstał jak oparzony i wsunął palce w włosy, ciągnąc za końce. Nerwowo chodził po pokoju raz po raz wydając z siebie dzikie warknięcie. Po chwili kumulowania negatywnej energii z strasznym rykiem uderzył pięścią w ścianę, przebijając ją. Przestraszyłam się. Moje oczy od razu otworzyły się do granic możliwości. Musiałam wyglądając jak przerażone dziecko. Bo tak się właśnie czułam. Wujek stał przez chwile bez ruchu, po czym wyjął ręce, otrzepał i odwrócił się w moją stronę, patrząc na mnie jakoś smutno. Podszedł do mnie i przytulił mnie. Miałam wrażenie jakby to on był tutaj ofiarą. W tym uścisku było tyle bólu.
-Obiecuje... że ten skurwiel pożałuje tego co zrobił. - wzdrygnęłam się lekko. Jego głos był niski, szorstki i przepełniony pragnieniem zemsty. Ale przecież nie tak to miało być.
Odsunęłam się od niego patrząc błagalnie  w jego twarz.
-Nie... Nie możesz zrobić mu krzywdy rozumiesz? - Jack spojrzał na mnie jak na szaleńca. - Nie chce niczyjej śmierci. Nawet jego. I tak boję się i boli mnie to, nawet nie wiesz jak bardzo, ale nie chcę być powodem czyjejś śmierci, zrozumiano? - powiedział wyraźnie i powoli.
-Ale Jessie...
-Nie! - przerwałam mu po raz któryś tego wieczoru. - Jeśli skrzywdzisz go bez mojej zgody, znienawidzę cię rozumiesz? - w moich oczach były łzy, a po chwili w jego oczach także.
Trwało to parę sekund zanim zrezygnowany pokiwał lekko głową. Już miałam zabierać się za kolejny kawałek, już trochę wystygniętej, pizzy, kiedy blondyn złapał moją twarz w ręce.
-Ale pamiętaj. Jeśli kiedykolwiek zechcesz zemsty... wystarczy jedno słówko, a ten drań pożałuje, że się urodził. - powiedział dziwnie mrocznym tonem.
Teraz to ja pokiwałam głową. Nie był to tylko zbywalny gest. Nie mogłam sobie teraz obiecać, że nie skorzystam z tej oferty.

_________________________________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Jak myślicie co teraz się wydarzy? Czytajcie dalej a się dowiecie. 

CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE

wtorek, 5 lipca 2016

Rozdział 30 "Pretend it's ok"

Jeśli przeczytaliście - skomentujcie.  Chce wiedzieć ile osób to czyta :)



Jessica's POV

Wzięłam głęboki oddech patrząc w moje odbicie w lustrze.
Ok, trzeba to zrobić.
Ostatnie parę dni znowu spędziłam w łóżku, wolna od szkoły, ale rodzice zaczęli się buntować. Gdyby wiedzieli co mi się stało, pewnie latali by wokół mnie spełniając wszystkie moje zachcianki, przez myśl, że są złymi rodzicami i mnie nie ochronili. Ale szczerze, nawet tego nie chciałam. Po za tym i tak nie mogłam im powiedzieć. Narażanie kogoś bliskiego na niebezpieczeństwo jest ostatnią rzeczą, jaka jest mi teraz potrzebna.
Chwyciłam torbę z książkami leżącą na łóżku i wyszłam z pokoju. Już zbiegając po schodach poczułam zapach naleśników i czekolady. Margaret, kocham cię. Z uśmiechem weszłam do kuchni, spodziewając się, że zobaczę moją siostrę pałaszującą śniadanie i naszą opiekunkę przy z patelnią.
-Czyżbym czuła naleśni... - nie dane mi było dokończyć zdania, ponieważ widok przede mną zmienił mnie w słup soli. Damon. Damon Salvatore. Damon Salvatore w mojej kuchni. Damon Salvatore w mojej kuchni robiący naleśniki. - Nie no bez jaj. - to jedyne co byłam w stanie powiedzieć.
Rihanna słysząc mnie odwróciła głowę w moją stronę, śmiejąc się.
-Wiem też mnie to zdziwiło.
Chłopak nawet mnie nie zauważył, bo najwidoczniej był zbyt zajęty wygwizdywaniem ulubionej piosenki. Zdał sobie sprawę z mojego istnienia dopiero kiedy odwrócił się na pięcie i spojrzał na mnie.
-O, cześć. Siadaj młoda. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy wskazując na miejsce obok mojej siostry.
Niepewnie podeszłam do krzesła i usiałam, nie będąc pewna czy to nie jest jakiś sen. Nawet dla pewności dyskretnie uszczypnęłam się w rękę. Z podejrzeniem wpatrywałam się w faceta, który nałożył właśnie dwa naleśniki posmarowane czekoladą na talerz, rzucił na niego parę truskawek i postawił przede mną. Nie wiem dlaczego miałam tyle nieufności do tej sceny. Może bałam się ze mnie otruje albo coś. Tak czy owak zaczęłam jeść dopiero wtedy kiedy Rih szturchnęła mnie w ramię i kazała się pośpieszyć, mówiąc, że zaraz jedziemy. Włożyłam pierwszy kawałek do ust i znowu oniemiałam. Ja nie mogę, jakie one są pyszne! Reszta posiłku nie przetrwała długo. Zatrute czy nie, są zbyt dobre. Gdy skończyłam oblizałam ze smakiem usta i spostrzegłam, że oboje moi towarzysze patrzą się na mnie z rozbawieniem.
-No co? - spytałam niepewnie. - Mam coś na twarzy?
-Tak. - roześmiał się Damon. - Czekoladę. I to dużo.
Chwyciłam chusteczkę i wytarłam okolicę ust i widząc, że moja siostra już wyszła, rzuciłam chłopakowi krótkie "cześć" i podążyłam za nią.
Dopiero w aucie, kiedy naleśnikowy haj zmalał, znowu dotknęła mnie ta przerażająca myśl.
Spotkam go.
Ale nie ma już odwrotu.

***

Zadzwonił dzwonek, a ja przełknęłam głośno ślinę. To już czwarta lekcja, a Biebera nadal nie ma. Może nie przyjdzie?
Mimo tej myśli nie mogłam pozbyć się strachu paskudzącego mój umysł. Idąc korytarzem miałam wyczulone wszystkie zmysły i bez przerwy oglądałam się za siebie. Nie zważałam nawet za bardzo na to gdzie idę i czy przeszłam już moją szafkę. Za bardzo się bałam, że Justin nagle wyskoczy skądś i przyprawi mnie o kolejne bezsenne noce. Uspokoiłam się trochę dopiero kiedy zauważyłam Bonnie parę metrów przed sobą. Westchnęłam z ulgi i przyśpieszyłam kroku.
Kiedy już miałam krzyknąć do niej, by mnie zauważyła, ponieważ do tej pory pochłonięta była wyjmowaniem rzeczy z szafki, ktoś złapał mnie za talię i pociągnął do tył. Nie mogłam nawet krzyknąć bo zasłonił mi usta ręką. Moje przerażenie jeszcze bardziej wzrosło, gdy tajemnicza osoba mnie puściła i mogłam zobaczyć kto to. Skoro źrenice powiększają się pod wpływem strachu, moje oczy musiały być całkiem czarne.
Justin.
-Hej, księżniczko. - powiedział opierając się plecami o drzwi z zadziornym uśmieszkiem.
Odruchowo zaczęłam się cofać, ale nie zdążyłam zrobić paru kroków kiedy mój tyłek w coś uderzył. Tym "czymś" okazało się być biurko nauczyciela. Rozejrzałam się zdziwiona i spostrzegłam, że znajdujemy się w pustej sali lekcyjnej. Z przerażeniem zauważyłam, że skoro nie ma tu nauczyciela, ani nawet dziennika, oznacza to, że będzie wolna na tą lekcje. Czyli w skrócie Bieber ma sporo czasu na działania. Mój oddech stał się nierówny gdy patrzyłam się niepewnie na chłopaka. Co on ma zamiar zrobić? Jak na zawołanie zaczął powoli do mnie podchodzić. Zbyt powoli jak na moje poszarpane nerwy. Dłonie zaczęły mi się trząść, a po chwili dołączyły do nich kolana. Gdy dzieliły nas już tylko centymetry myślałam, że zwariuje.
-Boisz się? - spytał łagodnie, jawnie ze mnie kpiąc.
Odwróciłam głowę w bok, nie czując ani odrobiny komfortu przez tą bliskość. Nie chciałam na niego patrzeć. Nie trwałam tak jednak długo, bo chłopak nagle i brutalnie złapał moją brodę ciągnąc ją do góry bym na niego spojrzała.
-Odpowiedz mi. - warknął, patrząc mi prosto w oczy.
Jego tęczówki były nieodgadnione. Nie jestem nawet pewna czy wyrażały złość. To tak jakby mnóstwo emocji było przykrytych pod czekoladowym kolorem.
-Odwal się - syknęłam.
On tylko zaśmiał się krótko i przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. Najpierw złożył pocałunek na moim policzku, a potem tworzył ścieżkę po szczęce do mojej szyi, a po niej do obojczyka. Każdy całus był niebywale delikatny, jakby bał się, że mnie zrani. Jednak znam go już na tyle dobrze by wiedzieć, że to zwyczajnie część gry. Zachowuje się łagodnie, by nagle wyskoczyć z brutalnością i tak mącić mi w głowie, aż nie wytrzymam ciągłego napięcia.
Działało.
Po raz pierwszy nie czerpałam żadnej przyjemności z jego pieszczot. Do tej pory zawsze gdzieś tam była, lepiej lub gorzej ukryta. Nawet gdy jej nie chciałam. Tym razem byłam zbyt roztrzęsiona by ją czuć. Sama myśl o jego dotyku sprawiała, że było mi słabo. Z każdym muśnięciem jego ust miałam coraz większą ochotę się rozpłakać. Łzy powstrzymywała we mnie resztka dumy, schowana bardzo głęboko. Jeszcze się nie poddała, chociaż filmiki, które nagrał mój towarzysz mocno ją uszkodziły.
Na wspomnienie owej nocy poczułam się jeszcze gorzej. Na dodatek ręka Justina schowała się pod materiał mojej koszulki. Niech on już zniknie, proszę. Ja tego wszystkiego nie wytrzymam! Zacisnęłam wargi i powieki z całych sił próbując obudzić się z tego koszmaru, kiedy jego dłoń zaczęła powoli wędrować wyżej po moim ciele. Tym czasem usta nie przestały pracować na skórze mojej szyi.
Chciałam płakać. Płakać z niemocy, bo co ja mogę zrobić?
Krzyczeć? Nikt mnie nie usłyszy.
Walczyć? On jest silniejszy i doświadczony.
Nie wiem nawet czy w moim obecnym stanie zdołałabym go od siebie odepchnąć. Pozostało mi tylko stać i czekać na to co zamierza zrobić.
Kiedy poczułam jego dotyk na prawej piersi, zacisnęłam palce na drewnianej strukturze, o którą się opierałam. Mimowolnie wydałam z siebie coś na wzór łkania. Dlaczego to się nie może skończyć? Nie chcę tego. Nie chcę jego dotyku, jego ust, jego zapachu drażniącego mój węch, jego obecności, jego niczego! Co ja takiego zrobiłam by sobie na to zasłużyć?!
Nie wytrzymałam. Ostatnia nitka, która trzymała wszystko we mnie w ryzach, pękła. Fala łez rozbiła tamę w drobny mak i wylała się po moich policzkach. Nie panowałam nad ciałem, które trzęsło się lekko w rozpaczy i nad cichym łkaniem, które wychodziło przez moje gardło.
Wtedy poczułam jak wargi Justina wyginają się w uśmiechu. Przysięgam, on musi być jakimś psychopatą. Odsunął się lekko ode mnie i spojrzał mi w twarz, która starałam się jak najbardziej oddalić od jego wzroku, który wypalał w mojej skórze dziury. Nawet to bolało. Ponownie złapał mnie za brodę i wykonał ten sam ruch do wcześniej. Powieki miałam mocno zaciśnięte. Nie chciałam na niego patrzeć. Spodziewałam się, że właśnie to każe mi zrobić, ale nie. On po prostu mnie pocałował. Delikatnie, lekko.... całkiem nie w jego stylu. Ja jednak czułam to całkiem inaczej. Czułam jedynie bliskość, której nie chciałam. To było już za wiele. Z całych sił próbowałam go odepchnąć. Nic. Nasze usta wciąż były złączone. Mało tego, chłopak naparł na moje ciało mocniej, robiąc mi na złość. Jego dłonie zsunęły się po mojej talli i spoczęły na moich pośladkach, które ścisnął. Załkałam cicho, chociaż to wcale nie bolało. Nie fizycznie. Zaczęłam się bronić. Szarpałam się i starałam się go uderzyć. Machałam rękami jak szalona, byleby coś wskórać. Jednak jedyne do otrzymałam, to to, że nie molestował już mojego tyłka. Złapał moje nadgarstki i przytrzymał je jedną ręką. Przerwał pocałunek, ale tylko po to, by znów siłą kazać mi na siebie spojrzeć.
-Słuchaj, mała. Zdecydowanie korzystniej będzie dla ciebie, jeśli przestaniesz się buntować i zrobić to czego będę chciał po dobroci. - mówił jakby naprawdę udzielał mi rady. Jakby powiedział "mała, nie martw się nim. Musisz ruszyć dalej". To tak jakby on naprawdę nie widział niczego złego w tym co robi. - Rozumiemy się? - w łagodnym geście założył mi pasemko moich włosów za ucho.
Nie odpowiedziałam. Nie musiałam, bo nie wymagał słownej zgody. Znowu złączył nasze usta. Oczekiwał, że oddam pocałunek, że się poddam. Jednak ja tego nie zrobiłam. Nie przerwał tego od razu, poczekał chwilę, jakby dawał mi szansę na zmienienie zdania. Jego cierpliwość nie była jednak zbyt długa. Tym razem nie odsunął się tak po prostu. Jego wolna dłoń wplątała się w moje włosy i zacisnęła w pięść, przez co pociągnął moją głowę lekko do tyłu.
-Może potrzebujesz motywacji, huh? - spojrzał na mnie z góry. Zwolnił uścisk i wyjął z tylnej kieszeni telefon. Stuknął w niego parę razy i pokazał mi monitor, chociaż nie musiałam nawet patrzyć by wiedzieć co to jest. - Chcesz by twoja rodzina i znajomi to obejrzeli? - spytał, znając dobrze odpowiedź. Pokręciłam lekko głową. Szybko schował telefon i ponownie pociągnął mnie za włosy. - Odpowiedz. - warknął.
-N-nie. - wyjąkałam, przejęta strachem.
-Więc, bądź dobrą dziewczynką. - uścisk przy mojej głowie jeszcze się wzmocnił, co spowodowało mój jęk bólu. - I rób co ci każe. - wyszeptał groźnie, będąc tak blisko moich ust, że otarł się o nie wargami.
Ponownie mnie pocałował i tym samym zaczął najgorsze i najbardziej wstydliwe kilkanaście minut mojego życia.

***

-Tak trudno być grzeczną? - wyszeptał do mojego ucha, z nutką rozbawienia w głosie.
Nie odpowiedziałam. Na szczęście tego nie oczekiwał.
Odsunął się ode mnie i na pożegnanie uderzył mnie w tyłek.
Jak sukę.
Jak tanią dziwkę.
Jak nic nie wartą szmatę.
I tak się właśnie teraz czułam.
Kątem oka zauważyłam jak wychodzi poprawiając włosy i koszulkę. Kiedy drzwi się za nim zamknęły, wybuchłam. Odwróciłam się i oparłam się pupą o biurko, jednak osunęłam się po nim na ziemię już po kilku sekundach. Zasłoniłam twarz rękami i podkuliłam nogi, rycząc nad moją niedolą. Nie płacząc, bo płacz już nie wystarczał. Po prostu ryczałam. Jak małe dziecko. To nie tak, że powstrzymywałam się z tym wcześniej. Nie byłam w stanie. Przez cały czas łzy cały się z moich oczu, ale Biebera to najwidoczniej nie obchodziło.
Po kilku minutach, gdy poczułam, że wyrzuciłam z siebie przynajmniej większość negatywnych emocji, postanowiłam się ogarnąć. Musiałam wyglądać okropnie. Rozmazany makijaż, potargane włosy, ubranie... no cóż. W sumie to akurat nie wyglądało pewnie źle, ale czułam się jakby mnie ktoś łożył do pralki. Niemal cieszyłam się, że już dawno zaczęła się lekcja i nie ma możliwości by ktoś tu teraz wszedł. Przeczesałam palce włosami, co okazało się nie być tak banalnym ruchem, bo przez kołtuny ręka mi w nich utknęła. Zirytowana uroniłam jeszcze parę łez. Gdy uwolniłam rękę zauważyłam dziwny luz w okolicach klatki. Wsunęłam ręce pod bluzkę by to sprawdzić. Ah tak, stanik był o wiele niżej niż jego przeznaczenie. Zapomniałam, że najwidoczniej komuś nie chciało się go odpinać. Warknęłam i poprawiłam go. Teraz, kiedy Biebera już tu nie było czułam widocznie złość. Wykorzystał mnie! I to nawet nie pierwszy raz! Jebany skurwysyn. Oparłam łokcie na kolanach, a dłonie na czole i westchnęłam głęboko chcąc się uspokoić. Dało to jednak odwrotny efekt. Znowu zaczęłam płakać. A wszystko przez to jedno zdanie.
"Wykorzystał mnie". 
Niby to był tylko suchy seks, ale i tak czułam się jak dziwka. Pozwoliłam mu na to. Pozwoliłam mu się dotykać i zmuszać do rzeczy, których nie chcę. A dlaczego? Bo się bałam!
Było mi wstyd. Po prostu wstyd. Tym razem trudno było opanować łzy, bo ich sprawcą nie był ktoś inny tylko ja.
"Mała szmata", jak to Justin mnie przed chwilą nazwał.
Powinnam wyszyć to sobie na koszulce. Czułam się brudna. I nie wiem jak mogłabym się oczyścić.
Nagle znowu zabrzmiał dzwonek, tym razem sygnalizując koniec lekcji. Ok trzeba się zebrać do kupy i wyjść do ludzi. Placami wskazującymi przetarłam miejsce pod powiekami, by oczyścić je z resztek łez i tuszu. Gdy wstałam poprawiłam koszulkę i włosy. Te drugie boleśnie przypomniały mi o brutalności Justina. Nadal boli mnie skóra głowy. Cud, że mi ich nie wyrwał.
Gdy podeszłam do drzwi, musiałam wziąć kilka głębszych oddechów.
Nie będziesz płakać.
Nie pokażesz, że coś się stało.
Będziesz udawać, że wszystko jest ok.
I otworzyłam drzwi. A przed nimi czekał na mnie tłum ludzi zmierzający na lunch. W tym tłumie odnalazłam moją przyjaciółkę.
-Bonnie! - zawołałam, a ta niezwłocznie się odwróciła.
Powiedziała parę słów do Caroline z uśmiechem i zaczęła przepychać się przez ludzi w moją stronę.
-Hej. - przywitała się z promienną twarzą. I chyba moja musiała być chmurą deszczową, bo nieco to słońce zgasiłam. - Coś się stało?
-Nie.. ja po prostu... mam dzisiaj kiepski humor. - wymusiłam lekki uśmiech, w który pewnie i tak nie uwierzyła.
-Ok. - przeciągnęła niepewnie. - Wybierasz się na lunch?
-Tak pewnie. - zaczęłyśmy iść korytarzem w stronę stołówki. Szłyśmy w ciszy. Ja nie byłam pewna czy jestem w stanie mówić bez łamiącego się głosu, a ona widocznie czekała aż ja się ośmielę przerwać ciszę. Doczekała się. przed drzwiami sali do, której zmierzałyśmy. - Bon, mam pytanie.
-Tak? - spytała opierając się plecami o ścianę.
-Co z tą nauką walki?
Brunetka zrobiła minę, jakby właśnie miała powiedzieć coś, co mi się nie spodoba. I trafnie.
-Nie mogę ci pomóc. - powiedziała, a we mnie zgasło światełko. Spuściłam lekko głowę. - To nie tak, że nie chcę, ja...ja niczego się nie uczyłam. To co umiem wynikło ze zwykłem potrzeby obronienia się. - wiem o czym mówisz. - To instynkt. Nie potrafię ci tego przekazać. - złapała mnie za ręce, co sprawiło, że podniosłam na nią wzrok. - Nie gniewasz się?
-Oczywiście, że nie. - kolejny fałszywy uśmiech. - Rozumiem.
Dziewczyna przejechała językiem po wnętrzu ust, zastanawiając się nad czymś. Po paru sekundach ożywiła się nowym pomysłem.
-Poproś któregoś z chłopaków. - gdy nie wykazałam żądnej reakcji, zwyczajnie nie rozumiejąc, kontynuowała. - No wiesz, z The Kings. - ta nazwa zamroziła mnie od środka. Otworzyłam oczy szerzej, gdy żyły instynktownie wypełniły się strachem. - Przecież nie wszyscy są jak Justin - kolejna fala strachu. - i on nawet nie musi wiedzieć. Spytaj, któryś na pewno się zgodzi. Oni mają w tym więcej doświadczenia, ja zazwyczaj i tak stałam na uboczu. - wzruszyła ramionami.
-Ok. - przytaknęłam niechętnie. - Może wreszcie wejdziemy? Głodna jestem. - zaśmiałam się lekko. Ten krótki dźwięk wymagał ode mnie więcej niż by można było pomyśleć.

***

Wróciłam do domu wykończona. Prawda, szkoła nigdy nie była przyjemnym miejscem, ale tym razem nie wytrzymała moja psychika. Najpierw ciągły strach, potem ta akcja, a wisienką na torcie było ciągłe udawanie, że wszystko gra. Torba wylądowała gdzieś na podłodze, zresztą tak jak buty, a ja padłam na kanapę.
-Margaret, co na obiad? - krzyknęłam, jednak zostało to zduszone przez poduszki kanapy.
-Pizza może być? - usłyszałam dziwny głos.
To nie była Margaret. To był męski głos, który z całych sił próbował być kobiecy. Podniosłam się na łokciach węsząc podstęp. Wtedy też poczułam pyszny zapach włoskiego specjały z salami. Postęp czy nie podstęp, jestem głodna. Wstałam, przypominając trochę niepełnosprawną i niepewnym krokiem weszłam do kuchni. Tam zobaczyłam Damona jedzącego kawałek raju i uśmiechającego się promiennie.
Czyli Damon. A któż by inny?
W milczeniu usiadłam na krześle obok i oderwałam własny kawałek. Gdy w moich ustach wylądował pierwszy kęs świat nagle stał się lepszy.
Pizza zawsze pomaga.
-Jak minął dzień? - spytał mój towarzysz, chociaż wolałam zwierzać się pizzy.
Pizza nie pyta, pizza rozumie.
-Ok. - odpowiedziałam, ale nie przekonałam nawet siebie.
-Co się stało? - brzmiał dziwnie. Czy on był zmartwiony? Czym? Mną? Przecież nie powinnam go w ogóle obchodzić. Ok, ostatnio udowodnił, że mogę mu ufać, ale nadal jestem dla niego tylko siostrą dziewczyny, z którą sypia. Nic więcej.
-Nic. - kolejne, krótkie słowo, kolejne które ani trochę nie brzmiało szczerze.
-Aha, właśnie widzę. Mów.
-Gdzie Rihanna? - próbowałam zmienić temat, zjadając już drugą połowę mojego kawałka.
-Jeszcze nie wróciła. - odpowiedział zdawkowo i wrócił do jedzenia.
-Jesteś tu od rana? - zamoczyłam końcówkę piętki, w sosie czosnkowym, zanim ją ugryzłam.
W odpowiedzi mruknął tylko na potwierdzenie. Nie mam doświadczenia, ale to już chyba jakiś kolejny krok. Sypiają ze sobą, ok, ale to już jakby nocowanie. Chyba miałam rację i między nimi jest jednak coś więcej. Mam tylko nadzieję, że w końcu się do tego przyznają i nie będą grać w jakąś głupią grę.
Dalej jedliśmy w ciszy. Gdy skończyłam drugi kawałek, który ledwo w sobie zmieściłam, udałam się w stronę salonu, mając zamiar oglądać kreskówki do końca dnia. A przynajmniej dopóki mnie nie znudzą. W progu jednak coś mnie olśniło.
-Gdzie jest Margaret? - odwróciłam się na pięcie.
-Ma urlop. - wzruszył ramionami. - Rihanna zaproponowała waszym rodzicom, że pod jej nieobecność, ja się wami zajmę. A właśnie, rodzice wyjechali na parę dni. W każdym razie nie martw się, nie będę cię niańczył. Twoja siostra tak to wymyśliła byście zostały same, ja wracam do domu jutro rano. - pokiwałam powoli głową.
Kreskówki mnie przyzywały, jednak nagle przypomniało mi się jeszcze coś. Miał być ktoś z The Kings? On jest chyba jedynym ich członkiem, któremu w jakimś stopniu ufam.
-Um, Damon? - chłopak odwrócił głowę w moją stronę. - Umiesz się bić prawda? - pokiwał niepewnie głową. - Nauczyłbyś mnie?
Przez chwilę milczał. Nie reagował. Jakby się zastanawiał i omawiał plusi i minusy. Odezwał się dopiero po paru dłuższych sekundach.
-Chodzi o Justina? - zadrżałam na dźwięk tego imienia. Gestem głowy wskazałam na "tak". - Pewnie nie powinienem... - proszę, proszę, proszę, proszę. - Ale zgoda. Przyjdź do mnie jutro ok 17. Mamy w siedzibie salę do ćwiczeń. - uśmiechnął się przyjaźnie, a ja jakby nigdy nic odeszłam w stronę salonu.
Jakby nigdy nic. To nie było nic. Przyjść do miejsca zamieszkania mojego oprawcy, wroga i osoby, przy której umieniu cała drżę?
Cóż, raz kozie śmierć.

_________________________________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Co jeszcze zrobi Justin? Czy Jessica będzie umiała się przed tym obronić? Jak dalej potoczy się ta historia? Czytaj dalej, a się dowiesz.

Hej, cześć i czołem. Wiem dawno mnie nie było, ale oto jestem z nowym rozdziałem :D Mam nadzieję, że się wam podoba, bo zmieniałam mi ciągle coś nie pasowało i ciągle go zmieniałam. Piszcie co o tym myślicie :)

CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 29 "Passionate night"

Justin's POV 

Z uśmiechem na twarzy patrzyłem jak pojazd stopniowo się ode mnie oddala. Byłem z siebie zadowolony. Dokonałem swojej zemsty i to w mistrzowski sposób. A jednak nadal nie czułem, że zrobiłem już dość. I ten głosik krzyczący "jeszcze" zaczynał mnie przerażać. Moje zemsty zawsze były ostrzejsze niż było to potrzebne, ale nigdy nie czułem się w ten sposób. Nigdy poza sytuacją z Jazzy. Tylko w momencie gdy zobaczyłem jej martwe ciało i zdałem sobie sprawę, w jaki sposób ją pomściłem, mściwy głosik w głowie krzyczał z taką siłą. Wtedy było jednak inaczej. Taylor był martwy. Nie było odwrotu. Jednak Jessica cały czas żyje i boję się, że głos w głowie sam z siebie nie ucichnie. A nawet przeciwnie. Póki co ciągle tylko staje się głośniejszy, a ja nie wiem jak to zatrzymać.
Teraz jednak nie będę się tym martwił. Odepchnąłem się od ściany i wszedłem do środka. Za dnia klub był przerażająco pusty. Po wielkiej sali krzątała się tylko brązowowłosa kelnerka. Przypomniałem sobie jej wcześniejszą propozycję dotyczącą kawy, więc podszedłem do niej i zamówiłem czarną. Równie ciemną i gorzką jak moje wnętrze. Idealne dopasowanie, prawda? Usiadłem na jednym z krzeseł przy barku i czekałem na swoje zamówienie. Nie jestem jednak zbyt cierpliwy i po kilku sekundach, które zdawały się być minutami, postanowiłem pobawić się telefonem i tak zabić czas. Lekko się uśmiechnąłem, gdy po odblokowaniu urządzenia zamiast tapety zobaczyłem Jessice w kuszącej pozycji i znaczek zachęcający do kliknięcia i odtworzenia filmiku. Dobra może jego rolą nie jest zachęcanie, ale na mnie w tej chwili własnie tak podziałał. Dla pewności, że nikogo nie ma w pobliżu, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Następnie przypomniałem sobie o kelnerce, więc dla ostrożności wyciszyłem też telefon. Nie żebym się wstydził wczorajszej nocy, po prostu nie wydaje mi się, że wszyscy wokół muszą widzieć co robiłem. Chociaż wiem, że po jakimś czasie głos w głowie zainterweniuje i dowody naszej wczorajszej namiętności w jakiś sposób zostaną udostępnione. W chwili, w której miałem odtworzyć filmik, brunetka postawiła przede mną filiżankę z ciemnym płynem. Podziękowałem cicho i odprowadziłem wzrokiem jej słodki tyłek, aż zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Mając nadzieję, że kolejny raz mi nie przeszkodzi postanowiłem przypomnieć sobie wczorajszą mała chwile zapomnienia z Black. Po kliknięciu na strzałkę oznaczającą odtworzenie filmiku, nie musiałem nawet patrzeć na telefon bo obrazy naszej zabawy zaczęły pojawiać się przed moimi oczami.

Nie mogłem opanować śmiechu, patrząc jak zszokowana dziewczyna siedzi na podłodze i z grymasem na twarzy masuje swój prawy pośladek.
-Nie śmiej się! To bolało! - jęknęła, a że język jej się plątał nie byłem w stanie spełnić jej prośby. 
Mimo to podszedłem do niej by podać jej rękę i pomóc wstać. Ujęła ją z wdzięcznym uśmiechem.
-Mówiłem, że upadniesz. Mogłaś posłuchać. - z moich uch znowu wyrwał się chichot.
To nie moja wina! Mówiłem jej, że jest pijana i nie powinna włazić na ten głupi stołek, ale oczywiście ona wiedziała lepiej. Myślami wróciłem do scen sprzed kilku sekund. Jessica, która pozbyła się już swojej koszulki, postanowiła urozmaicić pokaz dla mnie i użyć do tego stołka znalezionego w łazience. Już wtedy wiedziałem, że to zły pomysł, ale ciężko dyskutuje się z pijanymi ludźmi. Już kiedy weszła na niewysoki mebel lekko się chwiała. Jej równowaga pogorszyła się kiedy spróbowała na nim tańczyć. Oczywiście musiała upaść i obić sobie ten swój seksowny tyłek. A ja oczywiście musiałem wybuchnąć śmiechem. 
-Wiem, wiem, ale sądziłam, że to dobry pomysł. Wiesz, dziewczyny w klubach tańczą na stołach i w ogóle. - wzruszyła ramionami.
-One z pewnością wypiły mniej od ciebie. W dodatku na stole czy barze jest więcej miejsca do popisu niż na małym stołku, nie sądzisz? - spojrzałem na nią unosząc jedną brew.
Westchnęła przyznając mi racje. Położyłem palec wskazujący pod jej brodą i uniosłem ją lekko, by na mnie spojrzała. 
-Bardzo się potłukłaś? - spytałem cicho.
-Nie, jest ok. - powiedziała, jednak przez jej twarz przemknął lekki grymas.
-To dobrze. - mruknąłem po czym zbliżyłem swoje usta do jej ucha. - Bo zabawa nie miała się skończyć na striptizie. - wyszeptałem, a ona zachichotała. 
W ciągu następnych dwóch sekund jej usta już były połączone z moimi. Moje dłonie od razu odnalazły drogę do jej pośladków i ścisnęły je lekko, pamiętając że może być jeszcze trochę obolała. W odpowiedzi dostałem jej cichy jęk stłumiony przez moje wargij. Przeniosłem ręce pod jej uda i uniosłem ją, by mogła owinąć nogi wokół moich bioder. Mruknęła gdy poczuła mnie w wrażliwym miejscu. Miałem zamiar się z nią droczyć przez jakiś czas, ale cholera, ona na mnie działała. Obróciłem nas wokół własnej osi, tak bym stał przodem do łóżka i upuściłem jej drobne ciało na materac. Od razu znalazłem się nad nią, nie pozwalając by jej wargi zdążyły się za mną stęsknić. Jedną ręką podtrzymywałem się na materacu, w czasie gdy druga odbywała wędrówkę po ciele dziewczyny. Gdy odsunąłem się od niej na chwile, by przenieść pocałunki na jej dekolt, kątem oka zauważyłem mój telefon, którym wcześniej nagrywałem namiętny taniec Jessici, któremu towarzyszyło ściąganie ubrań. 
Czemu by nie zebrać więcej materiału?
Podniosłem się do pozycji klęczącej, z nogami po obu stronach ciała dziewczyny i ująłem urządzenie w dłoni. Kilkoma kliknięciami wszedłem na aparat.
-Uśmiech, mała. 
Najpierw dziewczyna się zaśmiała, ale już po chwili zaczęła robić śmieszne miny, co wywołało i mój przypływ radości. 
-Nieźle, ale może pokaż się z trochę bardziej dzikiej strony, hm? - zaproponowałem, a dziewczyna jak na zawołanie zmyła z twarzy uśmiech na rzecz oczu płonących pożądaniem i przygryzionej wargi. 
Uśmiechnąłem się łobuzersko. Byłaby z niej świetna modelka. Po kilku zdjęciach, Black postanowiła dodać temu więcej pikanterii i ujęła swoje piersi w dłonie. Teraz to ja przygryzłem wargę. Na chwile przerwałem tą małą sesje zdjęciową.
-Moja mała dziewica pokazuje różki.
-Bo ona już nie chce być dziewicą. - po raz pierwszy od paru godzin widziałem na jej twarzy nieśmiałość.
-W takim razie. jak śmiałbym jej w tym nie pomóc. - powiedziałem z diabelskim uśmieszkiem.
Na jej twarzy znowu zagościł uśmiech. Kiedy już miałem zamiar powrócić do gry wstępnej, przypomniałem sobie o iPhonie, którego trzymałem w ręce. W mojej głowie zagościła bardzo pociągająca myśl.
-Ale najpierw moja mała dziewica musi ładnie poprosić. - powiedziałem, po czym ustawiłem nagrywanie.
***
Z zadowoleniem odłożyłem telefon z powrotem na materac, chociaż mam wrażenie, że jeszcze nie raz mi się dzisiaj przyda. Spojrzałem na rozochoconą i zniecierpliwioną dziewczynę pode mną. Mógłbym tak na nią patrzeć godzinami, a ten widok i tak by mi się nie znudził.
-Justin. - jęknęła przeciągając "u". - Mieliśmy się pieprzyć. - zrobiła smutną minkę jak dziecko, które nie dostało lizaka. Lizaka? Hmmm... Ciekawy pomysł.
-I będziemy, skarbie. Cierpliwości. - mruknąłem, zastanawiając się co teraz zrobić.
Jest w takim stanie, że mógłbym ją namówić do wszystkiego. Dlaczego więc jeszcze z tego nie skorzystałem?
Bo w głębi serca wiesz, że nie chcesz jej tak skrzywdzić.
O nie, znowu ty.
Zirytowany powrotem "głosu sumienia", zacząłem się zastanawiać, co mogłoby go teraz uciszyć na tyle by nie odzywał się do końca mojej zabawy z Jess. I niemal od razu przypomniałem sobie co za pierwszym razem sprawiło, że się zamknął. 
-Jess, skarbie. O ile dobrze pamiętam nie dokończyłaś tego obiecanego striptizu. - powiedziałem z uniesioną jedną brwią.
-Jak to zrobię to będziemy się wreszcie pieprzyć? - westchnęła trochę oburzona i skrzyżowała ręce na piersi. Swoją drogą lekko je przez to ścisnęła przez co prezentowały się jeszcze lepiej niż przed chwilą.
-Mała... - schyliłem się by moje usta zbliżyły się do jej ucha. - Zrób dla mnie jeszcze kilka rzeczy, a przysięgam wypieprzę cię tak mocno, że twoje krzyki usłyszy całe Miami.
Jej uroczy chichot był muzyką dla moich uszu. Zszedłem z dziewczyny i usiadłem obok, w czasie gdy Black zeszła z łóżka i stanęła parę kroków od niego. Ułożyłem się wygodnie na przeciwko niej, na skraju lóżka, odchylając się do tyłu i podpierając łokciami, tworząc pozycję półleżącą. Pamiętając, że to wszystko jest częścią planu, chwyciłem telefon, ustawiłem na poduszkach tak, by w kadrze była cała sylwetka Black i włączyłem nagrywanie. Następnie odszukałem po omacku pilot obsługujący małe radio z nastrojową muzyką. I mówić nastrojową nie mam na myśli romantyczną, tylko piosenki idealne do gorącego striptizu lub dzikiego sexu. Nacisnąłem jeden z kilku przycisków, a z głośników z kątów pokoju poleciała piosenka The Weeknd "Earned it". Lekko się skrzywiłem, ale trwało to nanosekundy. Nigdy nie rozumiałem tego faceta... co on w ogóle ma na głowie? W dodatku ten pieprzony singiel odpowiadał, jeśli się nie mylę, o miłości, co na chwile przyprawiło mnie o mdłości. To było powodem grymasu. Jednak tak szybko jak się pojawił, tak zniknął jak już mówiłem, bo widocznie Black ma inne odczucia co do tej piosenki niż ja. Pisnęła i uśmiechnęła się jak mała dziewczynka, która dostała na święta wymarzoną lalkę. Jak ktoś może być tak uroczy? To utrudnia mi robotę. Przez chwilę czułem się jakbym miał wybzykać 5-letnie dziecko. Jednak ta myśl zniknęła równie szybko, kiedy Jess zaczęła ponętnie ruszać biodrami do rytmu. Przypominam, że cały czas miała na sobie tylko bieliznę i jeansy. Jednak tego drugiego już się pozbywała. Powoli, jakby się ze mną drocząc, rozpięła rozporek z uwodzicielskim uśmieszkiem na twarzy. Odwzajemniłem ten gest, cały czas uważnie ją oglądając. Przysięgam, że można było dosłownie poczuć jak seksualne napięcie potęguje się i gęstnieje w powietrzu. Jessica odwróciła się do mnie tyłek i wsunęła kciuki pod materiał spodni by znów powoli (naprawdę kurewsko powoli) zsunąć go z pośladków. Mruknąłem cicho, przygryzając wargę bo był to jeden z tych przyjemnych widoków, w które można się patrzeć godzinami. Gdy jeansy znalazły się na kolanach, a dziewczyna, nie trudząc się by i to wyglądało sexy, podniosła jedną nogę by ich materiał zsunąć najpierw z pięty, musiałem powstrzymać chichot. Miała na sobie najzabawniejsze majtki jakie w życiu widziałem. Czarne z różowym napisem "I must be drunk" na pośladkach. Co za ironia, że akurat teraz miała je na sobie. Dziewczyna pozbyła się już zbędnego materiału i odwróciła do mnie przodem, wyparowały ze mnie resztki wesołości sprzed kilku sekund. Wystarczyło, że zobaczyłem jej roznamiętnione oczy. Płonęły, ale gdy przyjrzeć się bliżej, można było zauważyć nutę zwątpienia i nieśmiałości. Z każdą sekundą te emocje zaczęły robić się coraz mocniejsze. Widocznie nie czuła się całkowicie komfortowo stojąc przede mną w samej bieliźnie. Przeszło mi przez myśl, że być może po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji. Chcąc ją ośmielić, wstałem powoli i podszedłem do niej, by złączyć nasze usta. Natychmiastowo oddała pocałunek, jednak nie pozwoliłem jej go pogłębić, bo szybko się od niej oderwałem. 
-Nie wstydź się. Jesteś piękna. - szepnąłem, patrząc jej w oczy.
Ona w odpowiedzi uśmiechnęła się delikatnie i ponownie złączyła nasze usta. Praktycznie od razu wsunąłem język do jej buzi, bo nie miałem już zamiaru dłużej czekać. Po raz trzeci dzisiaj podniosłem ją i rzuciłem na łóżko, po wykonaniu paru kroków w jego stronę. Leżała przede mną uśmiechając się słodko. Taka idealna. Nie zrozumcie mnie źle. Wciąż mam ją za zwykłą głupią sukę, która nie wiadomo dlaczego udaje odważną. Po prostu nie mogę zaprzeczyć, że jest piękna, bo skłamałbym przed samym sobą. Wszystko w tej dziewczynie jest idealne, zaczynając od ciemnych, gęstych włosów, a kończąc na seksownych, szczupłych nogach. Jedyne czego nie lubię to większa część jej charakteru. Jaka szkoda, że tego ciała nie posiada jakaś puszczalska, miła duszyczka zamiast pieprzonej Jessici Black. A raczej jeszcze-nigdy-nie-pieprzonej. Nigdy aż do teraz. Nie bawiąc się w zbędne formalności odpiąłem pasek, by po chwili ściągnąć i moje jeansy, uprzednio strącając ze stóp buty i rzucając je w odległy kąt pomieszczenia. To samo zresztą potem stało się ze spodniami. Wzrok Jess od razu znalazł się na moich bokserkach i mogłem usłyszeć jej słodki chichot. Mówiłem już jaka ona jest cholernie niewinna?
-Mała, oczy mam tutaj. - mruknąłem ze śmiechem, kiedy pochyliłem się i uniosłem palcem lekko jej brodę, by na mnie spojrzała.
-Wiem. - powiedziała półgłosem. - Po prostu się denerwuje.
-Nie masz czym skarbie. - próbowałem pozbyć się jej zwątpień. - Obiecuje, że poczujesz się jak w niebie. - to zdanie wypowiedziałem z zadziornym uśmieszkiem, dzięki czemu i ona uśmiechnęła się szerzej. - Pozbędziemy się tego, ok? - powiedziałem wskazując na jej biustonosz.
Kiedy lekko pokiwała głową, wszedłem na materac ustawiając się tak by moje nogi były po obu stronach jej bioder. Ułożyłem dłonie na jej talli, powoli przesuwając je w górę. Gdy poczuła moje palce na plecach, uniosła je lekko bym mógł odpiąć górę jej bielizny. Pochwale się, że miałem w tym wprawę i udało mi się to zrobił jednym ruchem. Kiedy jej łopatki znów dotknęły pościeli, uniosła nieznacznie ręce, a moje palce wskazujące delikatnie wsunęły się pod ramiączka biustonosza, by zsunąć je z jej ramion. Gdy pozbyłem się zbędnego materiału, zawstydzona dziewczyna zamknęła oczy, jednak nie zasłoniła piersi rękami. Już miałem zamiar powiedzieć jej coś w stylu "nie bój się", jednak wpadł mi do głowy lepszy pomysł. Ułożyłem dłonie bezpośrednio na jej wypukłościach, a jej usta od razu rozchyliły się, by nabrać powietrza. Nie były otwarte długo, bo zamknęły się, dręcząc jej dolną wargę, kiedy przejechałem kciukami po jej sutkach. Wykonałem ten ruch jeszcze parę razy, a jej ciało wygięło się lekko w łuk. Widząc, że mam zielone światło, schyliłem się i rozpoczynając pocałunki na dekolcie, powoli schodziłem w dół. Jessica była chyba nieco zniecierpliwiona, wnioskując po jej biodrach, które były w ciągłym ruchu, próbując znaleźć moje. Postanowiłam nie torturować jej dłużej, więc kiedy usta zaczęły pieścić jej lewy sutek, a prawa dłoń drugą pierś, lewa przebiegła drogę po jej brzuchu w dół. Jej plecy znowu wygięły się w łuk, a z pomiędzy warg wydobył  głośny jęk. Dwoma placami drażniłem jej miłosny guziczek, mając jednocześnie świadomość, że jest w stanie, w którym potrzebuje dużo więcej. Ja jednak chciałem się jeszcze chwilę pobawić. W końcu nie często dane mi jest wyruchać dziewice. Zamierzam delektować się każdą chwilą. A przynajmniej przez jakiś czas mam zamiar się podroczyć, bo mój fiut także daje już o sobie znać. Zacisnąłem lekko zęby na skórze dziewczyny, przez co ona cichutko pisnęła. Nie mogłem powstrzymać krótkiego śmiechu. Zabrałem rękę z jej kobiecości, co wywołało niezadowolony jęk Jess, kiedy zacząłem drażnić językiem drugi jej sutek i prawa ręka zajęła się lewą piersią. Ten również delikatnie ugryzłem dla zabawy, ale pisku nie usłyszałem, co mogło znaczyć, że dziewczyna się tego spodziewała. Jestem taki przewidywalny? Złączyłem na krótko nasze usta, po czym wyprostowałem się. Mimowolnie zauważyłem telefon, który cały czas wszystko nagrywał, więc cyknąłem Black kilka fotek. Każdy dowód naszej namiętnej nocy przyda się wcześniej czy później. Rzucając urządzenie po raz kolejny na materac, ale w zasięgu ręki, spojrzałem na dziewczynę. Patrzyła na mnie tymi niewinnymi oczkami, czekając na kolejny ruch. Uśmiechnąłem się do niej lekko, by dodać jej otuchy, zanim wsunąłem delikatnie palce pod gumkę jej majtek po obu stronach jej bioder. Tym razem nie zamknęła oczu. Uważnie obserwowała jej bielizna powoli zsuwa się z jej ud z pomocą moich dłoni. Gdy była przy kolanach, uniosła nogi, bym mógł na dobre pozbyć się materiały i rzucić go gdzieś za siebie. Nieśmiałość jednak wzięła teraz górę, bo gdy opuściła nogi, od razu ścisnęła je ze sobą. Ostrożnie i z wyczuciem wykonując każdy ruch, nie chcę jej przecież przestraszyć i zniechęcić, położyłem ręce na jej kolanach i lekko naparłem w przeciwne strony. Przełknęła ślinę i pisnęła cicho, zamykając oczy, ale rozchyliła nogi, ukazując swoją nietkniętą księżniczkę. Może nietknięta to złe słowo.. w każdym razie tkniętą tylko przeze mnie. Wykorzystując, że nadal nic nie widzi, znów zrobiłem jej parę zdjęć. Wtedy wpadłem na pewien pomysł. Wstałem z łóżka, jednak mimo mojej ostrożności dziewczyna to zauważyła. 
-Gdzie idziesz?
-Nigdzie, muszę tylko coś zrobić. - opowiedziałem, próbując oprzeć telefon o lampkę nocną tak, by się nie przewrócił.
Udało mi się to dopiero po kilku próbach. Włączyłem nagrywanie i wróciłem do dziewczyny. 
-Nagrywamy porno? - zapytała chichocząc słodko.
-To twój pierwszy raz, chcę byś mogła dobrze go zapamiętać. - odpowiedziałem z łobuzerskim uśmiechem, a w odpowiedzi otrzymałem jej uśmiech i zadziorne spojrzenie. 
Żegnaj nieśmiała dziewczynko. 
Witaj pijana dziwko, która za chwile pozwoli się wypieprzyć swojemu wrogowi.
-Trochę się boję. - wyznała cicho. 
-Cóż, pozwól mi sprawić, że przestaniesz.
Uklęknąłem przy łóżku, by mieć jak najwygodniejszą pozycję i zacząłem całować wewnętrzną stronę uda Jessici. Ona tylko zaśmiała się cicho widząc do czego zmierzam. Złapałem ją za kostki i przyciągnąłem bliżej, by być twarzą w twarz z jej kobiecością. Posłałem jej ostatnie zadziorne spojrzenie i zanurzyłem twarz w jej księżniczkę. Pisnęła głośno i zaczęła się słodko śmiać. Szybko jednak zamieniło się to w namiętne pojękiwanie, kiedy zacząłem składać na jej muszelce mokre pocałunki. Zacząłem od delikatnych pieszczot, jednak szybko zacząłem przygryzać jej łechtaczkę na zmianę z drażnieniem jej językiem. Jęki dziewczyny stawały się coraz głośniejsze a oddech coraz płytszy. Wplotła palce w moje włosy, przyciągając mnie bliżej, kiedy wsunąłem język w jej dziewiczą dziurkę. Poruszałem nim i zataczałem kółka, jednocześnie palcami drażniąc jej łechtaczkę i doprowadzając dziewczynę do szaleństwa. Nie potrzeba było dużo czasu by doszła z krzykiem, a jej wygięte w łuk plecy uderzyły o materac. Podniosłem się, oblizując usta, by ujrzeć jej zamknięte oczy, uchylone usta i nierówny oddech. Mruknęła cicho, gdy złapałem ją w talii i podrzucając lekko jej drobne ciało, przeniosłem ją w jej poprzednie miejsce. Kiedy ona wciąż dochodziła do siebie po orgaśmie, ja podszedłem do szafki nocnej, wiedząc, że znajdę tak prezerwatywę. Nie myliłem się. Ściągając uprzednio bokserki, rozdarłem opakowanie zębami i założyłem gumkę na twardego przez jęki Jess kutasa. Wszedłem znowu na łóżko, znajdując się między nogami dziewczyny. Mruknęła i przygryzła wargę w lekkim uśmiechu, kiedy poczuła mnie przy swojej kobiecości. Zacząłem całować ją po szyi, mając nadzieję, że to trochę odwróci jej uwagę od bólu, bo przyznam, że nie lubię delikatnego sexu, więc i teraz nie miałem zamiaru się w niego bawić. Wszedłem w nią nie dbając by zrobić to powoli i ostrożnie. W czasie kiedy z moich ust wydobył się jęk stłumiony przez jej szyję, z jej wyleciał bolesny krzyk, całe jej ciało spięło się, a ręce objęły moje plecy by swobodnie wbić mi paznokcie w skórę. To prawdopodobnie powinno mnie zaboleć, ale byłem już przyzwyczajony do czerwonych smug i zadrapań na tej części ciała, więc ledwo to poczułem. Zapewne powinienem poczekać, aż jej ścianki przyzwyczają się do mojej wielkości, ale nie miałem na to ochoty. Black jest pijana i pewnie nawet nie wie, że tak właśnie powinienem postąpić, a zamiast tego zwyczajnie zacząłem ją pieprzyć. Po upływie paru sekund, a może minuty, ciało dziewczyny rozluźniło się, ale z jej ust wydobywały się tylko stęknięcia, które mogły oznaczać, że nadal nie jest jej za przyjemnie. Cóż, nie mój problem. Poruszałem biodrami w swoim tempie, nie zwracając uwagi na to czy Jessice się podoba czy nadal ją boli. Jak dla mnie było zajebiście.
-Ugh, kurwa duży jesteś. - jęknęła, ale nie było to widocznie z przyjemności, bo w jej głosie usłyszałem nutkę bólu.
Ale jak już mówiłem, mnie to nie obchodzi. Przypomniałem sobie jednak o wideo, które jest nagrywane przez mój telefon i zdałem sobie sprawę, że lepsze wrażenie zrobiłoby gdyby dziewczyna wrzeszczała z rozkoszy. Podniosłem się lekko, by widzieć jej twarz. Był na niej lekki grymas, ale łatwo będzie to zmienić. Złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, od razu wpychając jej język do buzi. W tym samym czasie przeniosłem rękę na jej prawą pierś by dwoma palcami zacząć pieścić jej sutka. W ciągu ułamka sekundy ciało Jessici zareagowało. Jedna jej ręka opuściła moje plecy i przeniosła się na moje włosy, wplatając w nie palce, w czasie gdy jej usta odwzajemniały pocałunek. Rozluźniona zaczęła też poruszać biodrami, próbując zadać sobie więcej przyjemności, a i ja trochę złagodziłem pchnięcia. Zajęło to dosłownie 2 minuty, żeby z dziewczyny wydobył się długi jęk, stłumiony przez moje usta. Uśmiechnąłem się zwycięsko. Widząc, że ból już prawie ustąpił, oddając miejsce przyjemności, zacząłem szybciej poruszać biodrami. Wywołało to kolejne parę jęków dziewczyny. Zabrałem rękę z jej biustu i oparłem ją z powrotem na łóżku po prawej stronie głowy dziewczyny. Przerwałem też pocałunek, by przenieść wargi na jej szyję. Postanowiłem zostawić jej jakąś pamiątkę, bo nie byłem pewny czy zrobiłem to już wcześniej. Zassałem mocno skórę w jej wrażliwym miejscu i pchnąłem biodrami w tym samym czasie, co sprawiło, że dziewczyna wyjęczała z zadowoleniem moje imię. Po krótkim czasie malinka była gotowa, ale ja nie miałem zamiaru skończyć na jednej. Ścieżka z pocałunków dotarłem do zgięcia obojczyka, gdzie również zostawiłem po chwili ślad. Powtórzyłem to jeszcze w kilku miejscach, w czasie gdy Jess zaczęła tworzyć pamiątki na mojej skórze. Pogrążona bowiem w przyjemności wbiła paznokcie w moje plecy, nie tak mocno jak za pierwszym razem, i przejechała nimi w dół z głośnym jękiem. Jej oddech był już naprawdę nienormalnie niemiarowy, a dźwięki przyjemności wylatujące z ust coraz częstsze. Przyśpieszyłem więc pchnięcia, czując, że sam też zbliżam się ku szczytowi. Nie minęło parę minut kiedy oboje doszliśmy. Ja stłumiłem głośny jęk w jej szyi, ale ona nie była taka nieśmiała i postanowiła wykrzyczeć całemu miastu kto ją dzisiaj wypieprzył. Może mam szczęście i Damon z Rihanną słuchają teraz głośnej muzyki i tego nie słyszeli. Nie chciałbym by teraz ten zarozumiały dupek tu przyleciał. Przez chwile oboje dochodziliśmy do siebie, a w pokoju było słychać tylko nasze nierówne oddechy.. i muzykę, której nie wyłączyłem. Jaka ironia, że wcześniej leciało to gówno jakiegoś dziwnego czarnucha, a teraz Beyonce "Dance for you", która przecież lepiej nadawała się do tamtej sceny. Tak wiem, ona też jest po części o miłości, ale na miłość boską to Beyonce. Ona nigdy nie jest zła. Próbując unormować oddech, wyszedłem z Jess (co wywołało jej cichy jęk) i położyłem się obok. Zdjąłem prezerwatywę i po zawiązaniu na niej supełka, rzuciłem ją gdzieś w głąb pokoju. Z ciekawości otworzyłem szufladę szafki nocnej po mojej stronie. Uśmiechnąłem się triumfalnie znajdując w niej paczkę papierosów i zapalniczkę. Pomyśleli o wszystkim. Podniosłem się do siadu, opierając plecy o wezgłowie łóżka, włożyłem peta między usta i zapaliłem jego drugi koniec. Przez chwile delektowałem się smakiem, zanim wypuściłem z ust dym. Usłyszałem ciche westchnienie, co zmusiło mnie by spojrzeć na Jess, która patrzyła na mnie z grymasem. 
-Chcesz? - wysunąłem w jej stronę paczkę.
-Nie.. przestałam palić. Poza tym mam wrażenie, że gdybym dołożyła do wypitego alkoholu tytoń, źle by się to skończyło. - wzruszyła ramionami, po raz kolejny wzdychając. 
Pokiwałem tylko głową i odłożyłem paczkę, wraz z zapalniczką z powrotem do szuflady, a wyjmując z niej popielniczkę, którą postawiłem na szafce. Język Jess już się nie plątał i nie wydawała się już taka pijana, ale trzeźwa na pewno nie była, bo już by zwiała z płaczem. Tsa, jutro szykuje się niezłe przedstawienie.
-Jessie, możesz mi podać telefon?- skinąłem głową na urządzenie po jej prawej.
Podała mi je bez słowa. Wyłączyłem nagrywanie i wszedłem w galerię, by obejrzeć film. Zainteresowana Black podniosła się i oparła głowę o moje ramię chichocząc. Zaciągnąłem się głęboko i wypuściłem szary dym prosto w jej twarz, przed co odskoczyła na chwile. Zacząłem się śmiać, a ona do mnie dołączyła, ówcześnie jednak uderzając mnie w ramie. Następnie przyjęła poprzednią pozycje. Wcisnąłem "play" i zaczęliśmy oglądać w milczeniu. Cóż, przynajmniej przez chwile, bo Jess jęknęła i przygryzła wargę kiedy  tylko telefon ukazał jak zacząłem robić jej minetę.
-Jak się podnieciłaś to śmiało, zrób sobie dobrze, chętnie popatrzę. - powiedziałem, ale zamiast pokazu masturbacji otrzymałem pacnięcie w głowę.

Zaśmiałem się krótko, odkładając telefon na blat. Spojrzałem na zegarek na ręce i ze zdziwieniem zorientowałem się, że odpłynąłem na dobrą chwile. Zauważyłem przed sobą filiżankę i wziąłem łyka kawy, z przykrością zauważając, że już wystygła. Mimo wszystko, wypiłem pół, bo musiałem postawić się na nogi. Gdy poczułem lekkie uderzenie energii, wstałem, chwyciłem telefon i wyszedłem z klubu. Przystanąłem na chwilę i wziąłem głęboki wdech, po chwili wypuszczając szybko powietrze. Kiedy się kogoś wybzyka, od razu świat wydaje się jakiś lepszy. Zaśmiałem się sam do siebie i wyjąłem klucze z kieszeni, by otworzyć samochód zaparkowany po drugiej stronie ulicy. Podszedłem, wsiadłem i odpaliłem, a wszystko to wykonywałem z uśmiechem. W trakcie jazdy również nie zniknął, bo mój umysł wypełniały pomysły na wykorzystanie zgromadzonych wczoraj materiałów. To będzie najpiękniejsza zemsta w mojej karierze, czuję to.

_________________________________________________________________________________________________________
I jak się podoba? Jak myślicie co teraz zrobi Justin? Czy Jess wyjdzie z tego cało? Jak potoczy się dalej ta historia? Czytajcie dalej, a się dowiecie.

Cóż przez chwile zajmowałam się głównie tym blogiem, więc nie dodawałam na drugi, ale teraz role się odwrócą, więc nie spodziewajcie się rozdziału za szybko ( wiem wiem i tak są rzadko). Mam też zamiar rozwinąć trochę wątek Bonnie, co wy na to? Wgl zauważyłam, że większość bohaterów robi głównie za tło, a chciałabym i im dać jakieś charaktery, więc spróbuje (ale nie obiecuje, bo często zmieniam zamiary w trakcie pisania) jakoś te postacie rozwinąć.
Postaram się wrócić jak najszybciej, ale nie jestem w stanie powiedzieć kiedy, więc zachęcam was do podania tt, aska bądź e-maila w komentarzu, byście mogli być poinformowali gdy tu wrócę.
A tymczasem macie coś na pobudzenie waszej ciekawości.
(Dajcie znać co myślicie o filmie :) )


Zapraszam też na mojego drugiego bloga! ----> Your Choice

CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE

niedziela, 29 listopada 2015

Rozdział 28 "A new ally"

Nie, nie, nie, nie! To niemożliwe! To nie może być prawda! Nawet pijana nie jestem aż tak głupia. Nie, nie, nie!
Kilka razy potarłam twarz dłońmi, a nawet uderzyłam się lekko w twarz, próbując obudzić się z tego koszmaru. Kiedy to nie podziałało, przeczesałam włosy palcami i kontynuowałam panikowanie.
Nie, nie, nie!
Uświadamiając sobie, że nadal jestem naga, a Justin może się niedługo obudzić, rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu ubrań. Leżały dosłownie wszędzie. Wstałam z łóżka i zdziwiłam się gdy nagle zaatakował mnie ogromny ból w okolicach podbrzusza. Wzięłam kilka oddechów, postanawiając go ignorować. Z prędkością światła zgarnęłam je z podłogi i wbiegłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Szybko się ubrałam, wciąż powtarzając w głowie to jedno słowo jak mantrę. "Nie, nie, nie".
Nie chciałam wierzyć, że to się stało. Nie mogłam w to wierzyć, bo jeśli bym to zrobiła panika zmieniła by się w ból.
Ból, żal i wstyd.
Wolałam więc trwać w oszołomieniu i zaprzeczaniu prawdy.
Już w pełni ubrana spojrzałam w lusterko. Potargane włosy, przestraszone oczy i szyja cała w malinkach. Boże. Przerzuciłam włosy do przodu by zakryć siwe miejsca na mojej skórze, świadczące o mojej porażce. Nadal źle, ale już lepiej.  Odkręciłam kurek z zimną wodą, nabrałam trochę na ręce i oblałam twarz. Wytarłam się ręcznikiem i wtedy znowu spojrzałam w swoje odbicie.
To nie może być prawda. Nie byłabyś tak głupia. To na pewno tylko jakiś żart.
Chwila... no właśnie!
To kolejna jego chora intryga!
Upił mnie bym nic nie pamiętała, potem zabrał do pokoju, porobił parę malinek, rozebrał i w ogóle upozorował wszystko bym myślała, że się z nim przespała, a potem po prostu położył spać. To na pewno było właśnie tak. Przecież nie byłby w stanie czegoś mi zrobić. Nie po tych wspomnieniach z jego siostrą. Nie tknąłby mnie.
Teraz gdy miałam nadzieję, że moja wersja jest tą prawdziwą, mogłam opuścić tą ruderę. Wsunęłam rękę do kieszeni jeansów, będąc pewna, że znajdę tam mój telefon i przeklęłam w myślach, gdy go tam nie zastałam. Musi być gdzieś w pokoju. Najciszej jak mogłam otworzyłam drzwi i weszłam do sypialni. Chodząc na palcach, zaczęłam rozglądać się po pokoju.
-Tego szukasz? - nagle usłyszałam za sobą jego głos.
Ze zdziwieniem spojrzałam na łóżko, które znajdowało się przede mną. Musiał się obudzić kiedy byłam jeszcze w łazience. Jak ja mogłam tego nie zauważyć. Odwróciłam się powoli by ujrzeć Justina machającego do mnie moim telefonem w ręku.
-Mógłbyś się proszę, nie droczyć i po prostu mi go oddać? - spytałam niepewnie.
Ku mojemu zdziwieniu chłopak, rzucił iPhona w moją stronę. Złapałam go niezdarnie i już miałam zamiar wyjść bez słowa, kiedy Bieber mnie zatrzymał.
-Jak się czujesz?
-Nie rozumiem. - zmarszczyłam brwi.
-Nic nie boli? - podniósł jedną brew ku górze.
Myślami wróciłam do nieprzyjemnego uczucia z dołu brzucha, które powróciło gdy sobie o nim przypomniałam. Kurwa, co mi jest? Widząc mój grymas, spowodowany bólem, Bieber zaśmiał się krótko.
-Spokojnie to normalne. Po pierwszym razie trochę boli przez jakiś czas. - wytłumaczył jakby doskonale się na tym znał.
Ja tylko parsknęłam na jego słowa. Wciąż wierzyłam w moją wersję wydarzeń.
-Co cię tak śmieszy? - spytał zbity z tropu.
-Nie bzykaliśmy się. Nie jestem aż tak głupia. - powiedziałam pewna siebie.
-Przypominam, że byłaś nieźle wstawiona. - odpowiedział z zadziornym uśmieszkiem.
-Co z tego? Nawet gdybym wypiła cały krajowy zasób wódki, nie wlazłabym ci do łóżka! Rozgryzłam cię! To twój kolejny chory plan! Upozorowałeś wszystko i myślisz, że ci uwierzę. Sorry, ale nie jestem aż tak głupia. - podczas tej krótkiej przemowy żywo gestykulowałam rękoma.
Przez chwile trwała cisza, przerywana tylko naszymi oddechami. Staliśmy bez ruchu i jedynie patrzyliśmy się na siebie jakby to był konkurs kto pierwszy mrugnie. Dopiero po upłynięciu, jak sądzę, kilku minut Justin się odezwał.
-Skoro nie wierzysz mi... może uwierzysz gdy zobaczysz? - spytał tajemniczo.
Nie wiedziałam o co mu chodzi, dopóki nie wyjął własnego telefonu z kieszeni, nie wystukał paru rzeczy i nie podał mi go. To był filmik. Przez kilka sekund patrzyłam się na moją roześmianą twarzy na ekranie nie będąc pewna, czy chce to widzieć.
-Śmiało. - zachęcał mnie.
Ciekawość wzięła górę. I wtedy właśnie przekonałam się, że ciekawość to naprawdę pierwszy stopień do piekła.
Po dotknięciu palcem ekranu zaczęła się chyba najdłuższa minuta mojego życia.

-Justin co robisz? - spytałam roześmiana, patrząc trochę powyżej kamery.
-A na co ci to wygląda? - on również się śmiał. 
-Odłóż to. - pisnęłam przeciągając literę "o". - Mieliśmy się pieprzyć, ale nikt nic nie mówił o porno.
Usłyszałam jego śmiech.
-Spokojnie. Nigdzie tego nie wrzucę... o ile będziesz grzeczna. - powiedział uwodzicielskim tonem.
-Nie rozumiem. - pokręciłam głową, a uśmiech na sekundę znikł z mojej twarzy.
-Niedługo wszystko będzie jasne.
-A teraz się bzykajmy. - zarządziłam eksponując w uśmiechu wszystkie ząbki.
I znów jego śmiech.
-Mmmmm... jeszcze nie. - mruknął.
-Dlaczego? - spytałam robiąc słodką minkę i znów przeciągając ostatnią samogłoskę.
-Bo tak mówię. - zachichotał.
-Ale ja nie chcę czekać. - przygryzłam wargę. 
-Ok, chcesz już? Teraz? - spytał, a ja pokiwałam głową. - A jakie jest magiczne słowo?
-Proszę? - zachichotałam słodko i przygryzłam opuszek palca wskazującego.
-Ale ładniej. - poprosił, uroczo zmieniając głos.
-Ładnie proszę. - powiedziałam pociągającym tonem, przygryzając wargę i patrząc na niego wzrokiem pełnym podniecenia.
-O co? - udawał głupiego, na co znowu zachichotałam.
Szybko jednak wróciłam do poprzedniej miny.
-Zerżnij mnie. - mruknęłam.
I znowu udało mi się go rozbawić.
-Powtórz. 
Dłużej nie wytrzymałam poważnej miny i znów na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech, a głos stał się roześmiany.
-Chce żebyś mnie wypieprzył. - pisnęłam trochę speszona.
-Tak? - dopytywał.
-Tak. - powiedział krotko i patrząc na niego wielkimi oczami przygryzłam lekko wargę.
-No to nie mam serca dłużej ci odmawiać. - poddał się.

I tak oto filmik się skończył, a ja stałam w osłupieniu gapiąc się w ekranik.
Nie, to nie może być prawda. Jak ja mogłam być tak głupia?
Chciało mi się płakać, ale szok nie pozwalał jeszcze oczom produkować łez.
-To nic nie znaczy! To... to... Mogłeś mnie nagrać, ale potem mogło dziać się cokolwiek! Mogło mi się odechcieć, mogłam zasnąć, zwymiotować.... - bełkotałam samej nie wierząc swoim słowom.
-Jeśli potrzebujesz więcej dowodów przesuń w prawo. - wzruszył ramionami.
Podążyłam za jego wskazówkami i od razu tego pożałowałam. Ja roześmiana, ja stojąca przed łóżkiem i ściągająca z siebie ciuchy... gdy natrafiłam na pierwsze nagie zdjęcie oniemiałam. Zamieniłam się w słup soli. Ledwie mogłam oddychać. Jednak była we mnie jeszcze jakaś część, która nie chciała w to wierzyć i która przesuwała zdjęcia i filmy dalej. Ta część była pewna swego póki nie natrafiła na coś co ją złamało. Filmik z naszym seksem. Nie mogłam na to patrzeć, więc od razu odwróciłam wzrok. Wtedy Justin wyjął mi urządzenie z ręki. Dopiero gdy to zrobił, uświadomiłam sobie jaka jestem głupia. Miałam go. Mogłam to wszystko usunąć, ale byłam w zbyt dużym szoku. Gdybym tylko wcześniej się otrząsnęła.
-Nie.... - mruknęłam. I wcale nie chodziło mi o zmarnowaną szanse na pozbycie się dowodów. Chodziło i sam fakt co przedstawiają. Zrobiłam to. Puściłam się z tym potworem. Jestem zwykłą dziwką. - Nie, nie, nie! - krzyczałam, a łzy zaczęły spływać po moim policzkach, kiedy moje dłonie wplotły się we włosy, agresywnie za nie ciągnąc.
-A jednak. - to ostatnie co usłyszałam.
Jeszcze tylko podniosłam głowę i spojrzałam na jego zadowoloną minę, zanim wybiegłam z pokoju. Nie znałam tego miejsca i nie wiem czy kierowałam się do wyjścia, czy wręcz odwrotnie. Nie obchodziło mnie to. Chciałam być jak najdalej od niego. Chciałam uciec.
Od niego.
Od problemów.
Od wstydu.
Od życia.
I od samej siebie.
Okazało się jednak, że kierowałam się w dobrą stronę. Po schodach dostałam się, na parter do pomieszczenia, w którym odbywały się imprezy. Zignorowałam jakąś dziewczynę, która zaoferowała mi kawę. Chciałam jak najszybciej wyjść na świeże powietrze. Dopiero gdy mogłam nabrać go w płuca i osunąć się po ścianie na chodnik, odpuściłam wszystkie hamulce. Łzy wylewały się ze mnie litrami. Nie panowałam nad niczym. Jedyne co jeszcze zrobiłam to napisałam do Rihanny krótkiego SMS-a.

Do: Rihanna
SOS. Przyjedź. Szybko. Klub przy skrzyżowaniu Down Street i północnej.

Schowałam telefon, podciągnęłam kolana pod brodę i schowałam w nich twarz, oddając się w ręce płaczu. Jak on mógł mi to zrobić. Wiem, że wiele osób traci dziewictwo po pijaku, ale nie w taki sposób, nie z taką osobą. Nie z kimś kogo nienawidzi się całym sercem. Sama nie wiem czy gorsze jest to co mnie spotkało czy gdyby dokończył wczorajszą robotę i po prostu mnie zgwałcił. Niby wtedy miałabym pewnie traumę i bliznę w postaci wspomnień do końca życia. Jednak w aktualnej sytuacji też nie jestem dziewicą, też boję się dotyku, też jestem obolała, a w dodatku on ma to wszystko nagrane. Kto wie co on z tym zrobi. Wpuści do internetu? Roześle wszystkim, których znam? Będzie mnie szantażował? Nie wiem i nie chce wiedzieć. Jedyne czego chcę to po prostu ze wszystkim skończyć. Tak, chcę po prostu umrzeć by nie czuć już nic. Ten ból, wstyd, nienawiść do samej siebie to już za dużo.
Tak trwałam w rozmyśleniach nad tym jak wielką dziwką jestem i płaczu, kiedy niespodziewanie auto mojej siostry zatrzymało się zaraz przede mną. Szybko otarłam łzy z policzków, nie chcąc zbytnio jej martwić, chociaż pewnie i tak widać na kilometr, że nie jest ok. Po prostu podniosłam się z zimnego chodnika, podeszłam do auta i wsiadłam do środka.
-Co się stało? Dlaczego płakałaś? Dlaczego w ogóle nie ma cię w domu? - zaczęła obsypywać mnie pytaniami.
Nie miałam teraz na to siły.
-Nie chcę na razie o tym mówić. Po prostu jedźmy. - mruknęłam zaskakująco spokojnym głosem.
Rihanna już otwierała usta by coś powiedzieć, ale od razu je zamknęła widząc, że naprawdę wolałabym spędzić czas drogi w ciszy. Po prostu włączyła się do ruchu. Bez słowa, bez niczego. I za to jej w tej chwili byłam wdzięczna. Oparłam głowę o szybę i mimowolnie spojrzałam we wsteczne lusterko. Justin stał, opierając się o ścianę klubu i machał mi na do widzenia. Kątem oka dostrzegłam, że moja siostra też to zauważyła. Może dlatego porzuciła temat. Nie wiem i w tej chwili nie ma co o tym myśleć.
Jedyna sprawa, która teraz zaplątała mi głowę to fakt, że Bieber oficjalnie wreszcie się zemścił.
***
Droga do domu minęła zaskakująco szybko. Za szybko. Nie miałam czasu ogarnąć tego bałaganu w mojej głowie, zanim przekroczyłam próg budynku. Wiedziałam, że Rihanna w końcu nie wytrzyma i będę musiała udzielić jej wywiadu. A ja nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Chciałam tylko znaleźć się w swoim pokoju, znaleźć spluwę i skończyć z sobą. Nie obchodził mnie mój pierdolony plan, ani to jak poczuję się wtedy moja siostra. W tej chwili byłam totalną egoistka. Ale miałam do tego prawo.
-Nadal nie chcesz gadać? - spytała brunetka bardzo ostrożnie jakby jedno słowo mogło spowodować, że się rozsypie. I tak było.
-Nie. - mruknęłam. - Chcę pobyć sama.
I wbiegłam po schodach na górę, a potem do mojego pokoju, którego drzwi zatrzasnęłam. W tej krystalicznie czystej ciszy mogłam usiąść na miękkim łóżku, przeczesać palcami włosy, przetrzeć dłońmi twarz i pomyśleć nad sensem mojego żywota. Nie mogłam go znaleźć.
Nagle usłyszałam pukanie.
-Rihanna, proszę! Chcę być sama!
-To nie Rihanna. - usłyszałam głos Damona.
-Wejdź - mruknęłam.
Niepotrzebnie bo drzwi już się uchylały by ukazać mi postać chłopaka mojej siostry. A raczej kochanka. Tak, to określenie bardziej pasowało do ich relacji. Mężczyzna zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie, bez słowa. Przez chwile po prostu tak siedzieliśmy. W kompletnej ciszy. I o dziwo nie była ona ani trochę krępująca. Jedynie przeszkadzała mi jego bliskość. To przypominało mi o ciągle świeżych wspomnieniach z domku w lesie. Wzdrygnęłam się lekko na myśl o tym. Salvatore musiał to poczuć, bo ożywił się nagle, jakby został obudzony z transu.
-Wiem, że nie chcesz o tym gadać, ale co się stało?
-Ty wiesz w ogóle co oznacza zwrot "nie chce o tym gadać"? - warknęłam.
-Wiem. - westchnął. - Ale wiem też, że zawsze gdy kobieta tak mówi, bardzo potrzebuje rozmowy. - wzruszył ramionami.
-Cóż, więc ja jestem wyjątkiem. - już miałam wstać i skierować się do łazienki, w której znajdował się pistolet, kiedy głos Damona mnie zatrzymał.
-W sumie pytam tylko z zasady, bo niestety wiem dobrze co się wydarzyło. - to zdanie przykuło moją uwagę na tyle, że wszystkie zmysły skupiły się na osobie siedzącej obok.
-J-jak to? - udało mi się wydobyć z siebie.
-Kiedy Rihanna nagle wyskoczyła z domu, wiedziałem że coś z tobą nie tak. Jeśli z tobą coś nie tak, Justin musi być w to zamieszany. Napisałem do niego, a on wysłał mi to. - podał mi swój telefon z treścią SMS-a.

Od:Justin
"Co się stało" pytasz? Cóż, więc ci odpowiem. Wybrałem się z naszą słodką cnotką na imprezę wczoraj w nocy i okazała się jednak nie być taka grzeczna. I nie praw mi tu o Jazzy, bo Jess sama dobierała mi się do spodni. Zresztą tu masz dowód.

Wysłał mu filmik z naszym seksem. Wysłał mu dowód tego jak bardzo się stoczyłam. Powód dla którego zaraz złapie za pistolet i przyłożę go do skroni. Dowód na to, że jestem zwykłą szmatą. Moje ręce zaczęły się trząść, a umysł zablokował się. Nie byłam w stanie nawet oddychać. Dlatego też nie zauważyłam nawet, kiedy Damon wyjął mi z ręki urządzenie. Ocknęłam się dopiero gdy płuca zaczęły gorliwie domagać się tlenu.
-Proszę powiedz, że tego nie oglądałeś. - powiedziałam, próbując walczyć z łzami.
-Nawet nie mam zamiaru. - jego głos był szczery, gdy patrzył mi prosto w oczy. To zdanie dało mi ulgę. Była ona jednak zbyt mała i krótka. Poprzednie uczucia zaczęły przebijać się ze zdwojoną siłą. Co jeśli wysłał to jeszcze komuś.
-Boże....-wymamrotałam zanim schowałam twarz w dłoniach, oparłam łokcie na kolanach i zaczęłam łkać.
Jednak i to nie trwało długo. Smutek szybko przeszedł. Otarłam łzy z policzków i poddałam się myśli, która ogarnęła mój umysł. Byłam gotowa zrobić to teraz. Byłam gotowa zrobić to teraz gdy za ścianą będzie Damon, a na dole Rihanna. Mogłabym to zrobić nawet na ich oczach. Chciałam ze sobą skończyć. Teraz.
-Przepraszam cię na chwile. - powiedział, po czym wstałam i skierowałam się do łazienki.
-Jeśli z zamiarem wzięcia pistoletu, to oznajmiam, że tam go nie ma. - zatrzymałam się w półkroku.
-Jak to? - nawet się nie odwróciłam. Czułam się jak kryminalista przyłapany na gorącym uczynku.
-Tak to. Zginęła mi broń z auta, a pierwszym podejrzanym byłaś ty, więc przeszukałem ci pokój. Nie schowałaś jej zbyt dobrze. Szuflada w łazience? Serio? - nie obchodził mnie jego sarkazm. Nawet go nie słyszałam. Moje ciało nadal obejmował szok.
-Mówiłeś Rihannie?
-Nie. I nie powiem. To twoja sprawa, ale... czy w ogóle o niej pomyślałaś? - nie wiem dlaczego, ale to zdanie wywołało u mnie śmiech. Nie taki normalny, ale przesiąknięty bólem.
-Czy o niej pomyślałam? Nie. - dopiero teraz odwróciłam się twarzą do mojego rozmówcy. - Chyba nie masz czelności mieć mi tego za złe? W ciągu jednej doby zostałam upokorzona bardziej niż wszyscy mieszkańcy tego stanu razem wzięci. Najpierw ktoś zamachnął się na moje dziewictwo, próbując dokonać na mnie gwałtu, a potem mi je odebrał i w dodatku ma to wszystko nagrane! - krzyczałam z takim wyrzutem jakby to wszystko było jego winą. - Więc przepraszam, że planując swój zgon nie pomyślałam o tym, jak się będzie czuła moja siostra, ani rodzice, ani Margaret, ani przyjaciółki, ani jakaś pieprzona pani z sąsiedztwa! Wiem, że jestem w tej chwili totalną egoistką, ale chyba mam do tego prawo! - w tej chwili już płakałam. Moje wrzaski było słychać pewnie na całą okolicę. - Mam prawo z tym skończyć! Już dosyć się wycierpiałam, a wiem, że jeśli sama tego nie zakończę, będę cierpieć dalej. Proszę, pozwól mi po prostu odejść, a najlepiej po prostu mnie zastrzel. Ja już nie chcę żyć rozumiesz?! - upadłam na kolana, bo to już było za dużo. Straciłam siły na cokolwiek, a płacz ciągle mnie męczył. Tymi paroma zdaniami wyrzuciłam z siebie wszystko co mnie męczyło. Wiedziałam, że kiedy przestanę dławić się łzami, nastanie pustka, która pozwoli mi to wszystko zakończyć. Jeśli nie w sposób, który planowałam, to w inny. Nie ważne czy będzie to szybko czy wolno i boleśnie. Skończę ze sobą. I wreszcie będzie spokój.
Nagle poczułam coś czego absolutnie się nie spodziewałam. Ramiona Damona obejmujące mnie. Na początku przez męski dotyk trzęsłam się jeszcze bardziej, ale z upływem sekund zaczęło mi to pasować. Poczułam się bezpiecznie. Ufałam mu. Przez tą krótką chwile poczułam, że jest ktoś kto mnie obroni w razie potrzeby. Kto pomoże wtedy, gdy nawet Rihanna czy Bonnie nie będą umiały.
Ale to trwało tylko chwile. Bo szybko oprzytomniałam i przypomniałam sobie kim on jest. Może być kochankiem mojej siostry, może mi pomagać i mnie pocieszać, ale należy do The Kings i chcąc nie chcąc jest przyjacielem Justina. Nie mogę mu ufać, nie ważne jak bardzo chcę. Nie mogę.
Dlatego też odsunęłam się i otarłam resztki łez z policzków.
-Dzięki. - mruknęłam.
-Spoko. - w jego głowie czuć było lekkie zdziwienie i niepewność. Nie spodziewał się, że tak szybko się opanuje.
Oboje podnieśliśmy się. Następnie on oparł się tyłem o ramę łóżka, a ja podeszłam do lusterka by zetrzeć ze skóry rozmazany tusz do rzęs.
-Wiem, że nie masz powodów by mi ufać....- zaczął, a ja odwróciłam się twarzą do niego. Miał rację. Dziwne było tylko to jak umiejętnie czytał mi w myślach. - Ale wiedz, że możesz. - powiedział patrząc mi prosto w oczy, marszcząc przy tym czoło.
Uśmiechnęłam się lekko. To był ten typ uśmiechu gdy ktoś mówi wam coś miłego na pocieszenie i jest wam ciepło na sercu, że chce ci pomóc, ale to nie pomaga.
-Dzięki. - w moim głosie nie było grama przekonania. - Ale mam uwierzyć, że gdybyś miał wybierać strony, stanąłbyś po mojej?
-Możesz wierzyć w co chcesz, ale wiedz jedno. Nie jestem taki jak Justin. Nie zgubiłem jeszcze resztek człowieczeństwa i nie zamieniłem się w maszynę do zabijania. I w to również możesz nie wierzyć, ale Justin też jeszcze nie jest w stu procentach z metalu. Nawet jeśli dotychczas tego nie okazywał, to uczucia i sumienie wrócą z czasem wraz z Jazzy. Zanim to wszystko się wydarzyło był inny. Bardziej ludzki. - miał racje. Nie wierzyłam. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby mój oprawca miał jakieś sumienie. On był zwyczajnym mutantem bez tej cząstki.
-Kim jest Jazzy? - udawałam głupią. Damon tylko się krótko zaśmiał  i pokręcił głową.
-Wiem, że wtedy nie spałaś. Inaczej bym tego nie opowiadał. - gdy zauważył moją zdziwioną minę, kontynuował. - Po prostu sądziłem, że powinnaś wiedzieć. - odepchnął się od ramy łóżka i skierował się w kierunku wyjścia. Stojąc jednak w progu, zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
-Naprawdę możesz mi zaufać. - i zniknął.
Pozostawił mnie w niepewności. Nadal nie byłam pewna co do tej możliwości. Mógł mówić prawdę, ale przecież oni wszyscy są doskonałymi kłamcami. Mógł to być tylko kolejny podstęp. Kolejny chytry plan. Kolejna kulka skierowana w moją stronę. Kolejny cios.
Tak, to bardzo prawdopodobne. Jednak ja w głębi duszy czułam, że mam nowego sojusznika.


_________________________________________________________________________________________________________
I jak się podobało? Co teraz zrobi Jess? I co ważniejsze, co zrobi Justin? Czy Damon będzie pomagał Jessice, czy to kolejny chytry plan Biebera? Czytajcie dalej, a się dowiecie.

Szczerze mówiąc, rozdział mi się nie podoba. Już pisząc go czułam, że robię to źle. Że coś jest nie tak. Ale cóż, chciałam to dokończyć i to zrobiłam, więc... oceńcie sami czy rzeczywiście jest tak źle jak mi się wydaje.

A i jeszcze jedna sprawa. Dla tych co obserwują mnie na asku (jeśli są takie osoby) czy zadają tam pytanie odnośnie rozdziałów - założyłam nowe konto :) ---> KLIK
I proszę jeśli ktoś się pyta o to "kiedy będzie rozdział" to sprecyzujcie o którego bloga chodzi.
No to tyle.... do nn :)

CZYTASZ?=SKOMENTUJ!
JEŚLI CZYTASZ MOJEGO BLOGA ZAGŁOSUJ W ANKIECIE
JEŚLI CI SIĘ PODOBA DOŁĄCZ DO OBSERWUJĄCYCH
JEŚLI CHCESZ BYĆ INFORMOWANY O NOWYCH ROZDZIAŁACH ZOSTAW W KOMENTARZU KONTAKT DO CIEBIE